Rozdział 5

 

Regresja Candice

Regresja Jamesa i Tricii

Regresja Rosalyn

Egarina przedstawia się

 

 

Pożegnalne słowa Charlesa pozostały mi w pamięci: „Zbierz gwiezdną rodzinę, pomóż im ponownie odkryć ich niebiańskie dziedzictwo i wypełnić ich role w odsłaniającym się śnie Wszechmogącego."

 

Czy to jest moją misją, pracą, którą mam wykonać w tym życiu? Charles tak zdawał się myśleć.

 

Czy on mnie uzdrowił, czy to ja uzdrowiłam jego? Nie jestem do końca pewna, co się stało w tym gabinecie, ale czułam się znacznie lepiej. Jednocześnie podejrzewałam, że za tym wszystkim krył się plan.

 

W drodze do domu wstąpiłam do supermarketu. Jak zwykle zajrzałam do mojego ulubionego stanowiska z artykułami spożywczymi.

 

„Valerie, co słychać w Alcherindze?" – spytała Susan.

 

 „Wszystko w porządku” – odpowiedziałam, rozmyślając wciąż o wydarzeniach tego dnia.

 

Gdy pakowałam torby do bagażnika mojego samochodu, podeszła do mnie młoda kobieta.

 

„Przepraszam, nazywam się Candice, stałam w kolejce za tobą.”


Obróciłam się do niej. „Tak, pamiętam cię.”

 

„Hmm, słowo Alcheringa coś dla mnie znaczy.”

 

Uśmiechnęłam się. „Naprawdę?”

 

„Tak... Miewam pewnego rodzaju sen. Ach, pewnie pomyślisz, że to wariactwo.”

 

„Na pewno nie. Opowiedz” – powiedziałam nieświadoma, o co chodzi. Rozejrzała się nerwowo w koło. Zaproponowałam usiąść w samochodzie, co uczyniłyśmy.

 

Candice wzięła głęboki oddech. „W tym powtarzającym się śnie widzę czarnoskórego mężczyznę stojącego na jednej nodze – wiesz, w aborygeńskim stylu. Opiera się na długiej włóczni i każe mi przypomnieć sobie, kim jestem. Mówi, że ma na imię Alcheringa, a potem przekazuje mi wiadomość."

 

„Tak” – odpowiedziałam.

 

Jej twarz nabrała niezwykłego wyrazu: „Ta wiadomość to to, że moja dusza ma dla ciebie jakieś informacje.”

 

Byłam oszołomiona. Po tym, co wydarzyło się wcześniej u Charlesa myślałam, że nic nie może wytrącić mnie z równowagi. A tu kompletnie obca osoba to zrobiła. Wyjęłam z torebki owe zdjęcia. „Popatrz na nie, Candice. Zobacz, czy jest w nich coś, co przyciąga twoją uwagę lub wydaje się znajome.”

 

Candice nie potrzebowała zdjęć. Jej oczy zaczęły się zamykać.

 

„Tak, teraz pamiętam. Jest wielki srebrzysty statek. Wewnątrz jest bardzo jasny. Jest tu wielkie pomieszczenie pełne ludzi. Czekamy na komandora. Oto i on. Wszyscy wydajemy okrzyki radości i klaszczemy. To dziwne, gdyż nikt z tych ludzi nie porusza rękami ani ustami. Wydaje się, że potrafimy wytwarzać te dźwięki samymi tylko umysłami. Wszyscy jesteśmy w stanie wzajemnej komunikacji telepatycznej. Każdy jest bardzo szczęśliwy – ta misja jest po prostu cudowna.”

 

„Co mówi komandor? – spytałam.

 

„Mówi, że udajemy się do nowego świata, aby zanieść tam światło i miłość, których w tamtym miejscu brakuje. Wszyscy jesteśmy tu z własnego wyboru. Jeśli ktoś ma wątpliwości, może odejść zanim odlecimy do nowego świata. Udajemy się w miejsce z jednym słońcem, wiele lat świetlnych stąd, a życie nie będzie już takie, jakim go znaliśmy. Jeśli wszyscy są gotowi lecieć, startujemy.”

 

Candice przerwała, zdając się czekać na moje pytanie.

 

„Opowiedz, co się dzieje” – powiedziałam.

 

„Wszystkie drzwi zamykają się, a komandor odchodzi na mostek. Ludzie siedzą w pozycji wypoczynkowej. Pozostawanie w stanie snu pomaga im przystosować się do nowej atmosfery.”

 

„Czy są tam gdzieś dzieci?”

 

„Oczywiście, ja jestem jednym z nich. Znajdujemy się gdzie indziej.”

 

„Jesteś chłopcem czy dziewczynką?” – spytałam.

 

Candice wsunęła głowę pod bluzę, rozglądając się na boki z zamkniętymi oczami. „Jest miękkie, więc chyba jestem dziewczynką.”

 

„Jak masz na imię. Czy jesteś ze swoją rodziną?”  

 

„Chay-ra-ring. Na pokładzie nie ma mojej rodziny. Jestem wystarczająco dorosła, aby sama lecieć. Moją rolą jest podróżować i odkrywać nowe światy. To mnie ekscytuje. Mój umysł dobrze nadaje się do komunikacji. Teraz mam wrażenie, że jestem w transie, chyba jestem w cylindrze.” 

 

Jej ciałem wstrząsnął dreszcz: „Statek jest uszkodzony, coś dzieje się nie tak.”

 

Nie chciałam, by płakała w moim samochodzie przy supermarkecie. „Przejdź dalej w swojej pamięci, zobacz siebie chodzącą po nowej planecie.”

 

Candice westchnęła i odprężyła się. „Widzę ciemną twarz. Jestem piękna, mam też włosy. Moje ciało jest ciemne i ma skórę jak jedwab. Na rękach mam włosy, ale bardzo delikatne. Mam grube palce.”

 

„Z kim jesteś?”

 

„Wokół są inni, opiekujący się każdym.”

 

„Co ci ludzie przyrządzają do jedzenia?”

 

„Jemy owoce z drzew, orzechy i ziarna traw. Żyjemy w jaskiniach, w których jest ciepło od Ziemi. Matka ogrzewa nas. Naszą matką jest Ziemia. Razem zbieramy żywność i wykonujemy wszystkie prace. Mężczyźni i kobiety robią to samo – nie ma różnic.

Tańczymy na uroczystości, dziękując wielkiemu żółtemu słońcu i matce Ziemi za wszystko, co mamy zapewnione.”

 

„Czy wiesz, skąd przybyli wasi praojcowie?” – spytałam.

 

„Tak. Z gwiazd. Wszystkie gwiazdy mają nazwy; one nas uczą. Tereny łowne, nasze pożywienie – wszystko ma związek z gwiazdami.”

 

„Czy pamiętasz jak dawno temu przybyli tutaj wasi praojcowie z gwiazd?”

 

Candice gestykulowała rękami, jak gdyby z kimś rozmawiała.

 

„Babcia nie pamięta ich, żeby tu byli, ale mówi, że jej matka znała ich. Ich skóra nie mogła znieść słońca. Mijał czas i wszyscy pomarli.”

 

Spytałam ją jak rodziły się dzieci, a ona zaczęła klepać się po brzuchu. Wtedy spytałam: „Jak dziecko tam się dostawało?”

 

 Wskazała drugą ręką: „Od tamtego tam dalej – tego wielkiego. On dba o mnie.” Candice zdawała się zapadać w sen.

 

Ta młoda kobieta wkroczyła w moje życie, by udzielić mi drugiej lekcji tego dnia. Tak, z pewnością krył się za tym plan.

 

Po kilku minutach Candice otworzyła oczy, zdając się być nieco rozczarowana. „Co się tu właściwie stało?”

 

Opowiedziałam jej o nas, o sobie i innych. Candice delikatnie westchnęła z ulgą, dowiadując się, że nie jest jedyną. Wręczając jej wizytówkę, zaprosiłam ją na jedno z moich spotkań. Od pewnego czasu raz w miesiącu prowadziłam grupę roboczą w moim domu. Ideą tych spotkań było stworzenie możliwości zadawania pytań Alcherindze.

 

 


Gdy wróciłam do domu, czekali na mnie James i Tricia. Oboje są aktorami i młodzieńcami mocno zakorzenionymi w New Age. Przyjechali, aby zadać Alcherindze pewne osobiste pytania. Tym razem byłam przygotowana, więc nastawiałam uszu.

 

Mąż, John, rozmawiał przez telefon, energicznie ustawiając swoje interesy, dlatego wyszliśmy na zewnątrz zatrzymując się w miejscu, które wszyscy uznaliśmy za nadające się na channeling. Postawiłam kamień Alcheringa na ziemi i usadowiliśmy się wokół niego. Okiem wewnętrznym zobaczyłam siebie siedzącą na szczycie góry Uluru i cicho wypowiadającą imię Alcheringi. Przyszedł z głośną i ziemską energią oraz z rozrywkowym nastrojem.

 

Alcheringa uprzedził większość pytań Jamesa i Tricii, każąc im zajrzeć w głąb siebie, aby zyskać lepsze zrozumienie rzeczy, które sprawiały im kłopot. Gdy odszedł, poczułam, że jest jeszcze coś do zrobienia – znów miałam to wewnętrzne parcie.

 

James zdawał się być rozczarowany i wstał, mówiąc nam, że wraca do budynku. Tricia i ja zostałyśmy jeszcze na chwilę. Wtedy poczułam, że znów wchodzi we mnie Alcheringa i mówi: „Tricia, poczuj energię statku Rexegena. Zobacz siebie jako małą dziewczynkę siedzącą na pudełku krystalicznej energii. Pudełko ma srebrzystą barwę i jest ciepłe. Jesteś bardzo młoda.”

 

Tricia uśmiechnęła się. Jej wzrok na chwilę powędrował gdzieś daleko, po czym zamknęła oczy.

 

„Czuję się bardzo wygodnie, siedząc tutaj, patrząc w przestrzeń kosmiczną przez iluminator. Jest to dobrze mi znane miejsce. W pobliżu jest wielu ludzi noszących niebieskie ubrania. Mają podłużne głowy i pracują przy tym pulpicie, czymś w rodzaju urządzenia do komputerowego sterowania. Jestem tam jako gość – po prostu dla zabawy. Nikt się mną nie opiekuje – tak jak gdybym przyszła tu z własnej woli i była mile widziana.  

Mój ojciec jest komandorem Rexegeny. Moja matka – to ty, Valerie – jest komunikatorem. Na głowie nosi kryształ, który wzmacnia telepatyczną komunikację z naszą stacja bazową w Plejadach.

Gdy patrzę przez okno, widzę wzory energetyczne rzutowane na zewnątrz przed ten statek. Jest to brama. Brama ta ma dwie spiralne postacie, a my czekamy na właściwy moment, żeby w nie wejść. Trwa wielkie wyczekiwanie. Każdy jest bardzo podekscytowany podróżą w tę bramę. Jeszcze nie jest odpowiedni na to czas, gdyż musi nastąpić pewne zgranie wewnątrz energetycznego wzoru. Ma to także związek ze świadomością samego statku.

Teraz schodzę ze srebrzystego pudełka i idę w kierunku specjalnej kapsuły, która pomaga podnieść poziomy energetyczne, gdy na statku podróżujemy do innego wymiaru.

Leżąc w kapsule, czuję jak wychodzę z ciała. Teraz widzę siebie poza ciałem i przemieszczającą się w kierunku obszaru, gdzie znajdują się inne dusze. Jest to spotkanie.

Gdy moje ciało przebywa w kapsule, wokół niego znajduje się ciekły kryształ. Kryształ ten utrzymuje ciało na jednym poziomie świadomości, zamrożonym w czasie. Pozwala ci to spać, gdy podróżujesz.

Jestem w swojej świetlnej formie, subtelnym białym i złotym jaju, które ma wiele przechodzących przez nie promieni, niczym merydiany. Jestem ciągle młodą dziewczyną, tzn. taka jest moja rola, ale moja świadomość jest szersza. Zdecydowałam się przyjąć tę tożsamość, aby nieść energię potrzebną w ceremonii, w której weźmiemy udział.

Są tam inni ludzie, wiele rodzin jako świetlne istoty, gdyż i oni opuścili swoje ciała. Skupiamy uwagę na liniach merydianów i wszyscy łączymy się wzajemnie, tworząc obwód. Wykorzystujemy go do zaprogramowania statku do wejścia do bramy. My nie wchodzimy do tej bramy, nagle jesteśmy po prostu za nią. Nie ma liniowego ruchu jako takiego – po prostu znajdujemy się tam natychmiast.

Teraz jestem znów w moim ciele. Skóra ma cerę białą i jest świecąca. Moje ręce są długie i smukłe, a na końcu mają trzy palce i kciuk.”

 

Tricia uśmiechnęła się szeroko. „Mam bardzo duże oczy i długą głowę. Nie mam zębów – tak jak gdyby były tylko dziąsła.

Czuję, że ktoś z rodziny woła mnie – to mój brat mnie szuka. Gdy go znajduję, jest bardzo przestraszony, wyczuwając, że coś złego wisi w powietrzu. Ma on silne połączenie z energiami. Przez niego martwię się, gdyż wiem, że ma zdolność widzieć przyszłość. Mówię mu, żeby był cicho i nikomu nie mówił. Nie ma nic złego w tym, że mamy swoje tajemnice, których nie wyjawiamy. Niemniej, mam poczucie winy, że nie pozwoliłam mu tego wyjawiać.

Wokół statku są pola, które musimy podtrzymywać. Chcę opuścić to pole energii, ale czuję się tam uwięziona. Mój brat też czuje, że jest w pułapce. Wiemy jak się uwolnić, ale musimy pozostać ze względu na naszą rodzinę. Musimy pójść razem z nimi.

Teraz zbliżamy się do naszego celu i wyczuwam niebezpieczeństwo, które czuje brat. Gdy docieramy, to uczucie staje się bardzo silne i boję się o życie brata.

Decyduję się postąpić wbrew [bratu], umieszczając go w kapsule ratunkowej i wyrzucając go w kierunku planety. Następnie wchodzę do mojej kapsuły do spania, aby polecieć i dowiedzieć się, co zaszło. Rwie mną cierpienie tysięcy moich ludzi wywołane wstrząsem potężnej eksplozji. Teraz czuję się oddzielona od nich.”

 

„Dlaczego jesteś oddzielona?”  – spytałam.

 

„Bo jestem poza ciałem. Moje ciało jest tam w kapsule i ciągle śpi. Nie mogę tam wrócić. Rexegena została zniszczona.

Odchodzę stąd, gdyż nic tu już nie zostało. Moje ciało w tej kapsule nie zostało zniszczone, gdyż znajdowało się w tej cieczy. Nie mogę tam wejść i mam poczucie winy – czuję, że powinnam tam być. Moje ciało jest wykorzystywane; ci ludzie mają moje ciało.”

 

„Co się dalej dzieje?" – spytałam.

 

„Wróciłam na Ziemię w innym ciele i widzę, że moje stare ciało ciągle tam jest – jest wykorzystywane przez Reptoidy. Próbują pobrać z niego cząstki światła, ale nie potrafią rozpracować kodu.”

 

Roześmiała się, jak gdyby było to niezwykle zabawne. „Chcą odtworzyć ciało. Chcą wykorzystać jego komórki do stworzenia innych istot. Chcą użyć go przeciwko mojej rodzinie, przeciwko gwiezdnym ludziom. Śmieję się, gdyż nie mogą tego zrobić, a ja jestem teraz tu by upomnieć się o moje ciało.

Ciało, w którym jestem teraz jest wielkie i silne, a moja głowa naprawdę płaska. Jest kocia i podobna do kota.

Przyszłam z kamieniem Alcheringa i kusi mnie, żeby go dać tym Reptoidom w zamian za moje dziecięce ciało. Mówię im, że mogą zakodować swoją pracę i swoją historię w tym kamieniu i że może zostać użyty do zjednoczenia ludzi. Ale nie daję im go – daję go dziecku, aby się nim opiekowało.”

 

„Jakiemu dziecku – Reptoidów?”

 

„Nie, to mój brat. On jest w nowym ciele, które zostało przygotowane z wykorzystaniem inżynierii tutaj na Ziemi. Jest to znacznie późniejszy czas. On jest humanoidem, ale jest bardzo biały i mieszka pod ziemią. Jest taki fajny i nawet mnie pamięta.

Uważamy, że to bardzo zabawne, że ja jestem teraz w tym wielkim silnym ciele, a on w drobnym. To jemu dałam ten kamień. W celu skomunikowania się z kamieniem musi on mu intonować.

Ma wielką głowę, jest biały i ma niebieskie oczy. Ma trochę delikatnych włosów i jest maleńki. W ciele ma odłożony wapień, do którego nie nawykłam. Skóra bardzo mu się łuszczy. Moja rodzina go stworzyła – rodzina gwiezdnych ludzi.

Jest tam ciągle moja matka, ale teraz nie jest moją matką, ponieważ jestem w innym ciele. Mój brat nie jest już moim bratem, ponieważ i on jest w innym ciele.”

 

„Gdzie są gwiezdni ludzie?”

 

„Wielu z nich umarło. Pozostała niewielka grupa, ale nie pożyją już długo. Zgodzili się współpracować z kilkoma Reptoidami, którzy do nich przyszli.”

 

„Kto stworzył te nowe istoty?”

 

„Pierwotnie stworzyli ich gwiezdni ludzie, ale później inżynierię kontynuowali Reptoidzi. Reptoidzi pod ziemią zdołali odtworzyć substancję krystaliczną, która otaczała moje ciało, ale nie mogli odtworzyć samego ciała i później eksperymentować z nim.”

 

„Opisz tych Reptoidów.”

 

 „Przyglądam się jednemu. Jest bardzo łuskowaty i suchy; ma trochę włosów. Twarz wystaje mu do przodu, dlatego wygląda jak jaszczurka. Mają grudowate narośla z boków głowy w miejscu, gdzie powinny być uszy, i garby na plecach. Reptoidy mają pajęczaste ręce z trzema palcami i szpony. Rozmawiam z jednym z nich. W istocie próbuję odzyskać od niego swoje ciało. Nawet mu grożę, gdyż mam ze sobą drużynę – grupę żołnierzy, którzy wyglądają tak jak ja.”

 

„Jak wyglądasz?”

 

„Wyglądam jak lwi rodzaj człowieka. Wszyscy mamy grzywy włosów i pokryte rudym futrem ręce. Mamy wielkie oczy, złocistożółte w środku. Wyglądają na czarne, ale wewnątrz można zobaczyć ich blask. Nasza sierść ma zabarwienie podobne do żółwiej skorupy. Moje dłonie są pokryte skórą, ale od wewnętrznej strony i na kostkach mają poduszki. Na czwartym palcu znajduje się chowany pazur i drugi dalej, bliżej dłoni. Pazurów używamy podczas walki.

Jest ze mną piętnastu innych wojowników, którymi dowodzę. Jestem mężczyzną. Przylecieliśmy z Plejad, chociaż stamtąd nie pochodzimy. Na naszym statku obok ludzi-lwów są też inni. Także są wielcy, z długimi głowami i wielkimi oczami. Kierują statkiem i noszą niebieskie marynarskie mundury.”

 

To dla mnie znajomy teren. „Kto jest dowódcą statku?”

 

Zaczęła się śmiać: „To John!”

 

Czyżby aż tak blisko: „Ten sam John, który teraz jest moim mężem?”

 

Tricia zachichotała i uśmiechnęła się: „Tak, ale tu nazywa się Himel. Niezbyt go lubię, gdyż uważam, że jest arogancki. Ja wszystko rozważam, a jego filozofia to: 'Pozabijajmy tych ludzi i rozwalmy to wszystko.' W rzeczywistości on nie chce rozsądku tylko zemsty. Ja chcę rozpatrywać sytuację, rozgrywać ją taktycznie.”

 

„Czy ludzie-lwy na statku są wzajemnie spokrewnieni?” – spytałam.

 

„Tak, jesteśmy, ale nie uważa się tych relacji za coś ważnego. Ważniejsza jest świadomość, że wszyscy jesteśmy związani. Nie mamy struktur rodzinnych.”

 

„W takim razie, jak do tego dochodzi, że rodzą się dzieci?”

 

„Dzieje się to dzięki fizycznemu zbliżeniu. Jest to bardzo dziwne, gdyż coś takiego w moim przypadku zdarzyło się po raz pierwszy. Było to całkiem nowe przeżycie. Między nami zawsze jest miłość, troszczenie się, humor i piękne ciepło. Ludzie-lwy to podróżnicy i mistrzowscy wojownicy. Potrafimy świadomie łączyć się wzajemnie za pomocą języka, który więcej przypomina przesyłanie sygnałów i wyraża się swego rodzaju ruchami, bardzo subtelnymi ruchami oczu i ciała. Istnieje mnóstwo postaw, które coś nam pokazują, szczególnie w czasie działań wojennych i w negocjacjach.”

 

„Przed kim odpowiadacie, gdy ma wybuchnąć wojna?”

 

„Przed wyższą radą światła. Im służymy. W tym czasie ludzie-lwy przybyli, by pomóc gwiezdnym ludziom, którzy utknęli na Ziemi. Wyższa rada poleciła nam też usunąć Reptoidów. Jesteśmy gotowi walczyć z nimi, jeśli nie odejdą, lecz chcę załatwić to w sposób taktyczny, przekonać ich. Wszyscy chcemy pozbyć się ich z Ziemi. Ale w rzeczywistości mamy z nimi wielką wojnę, niszcząc wiele tysięcy z nich. Działo się to w pobliżu miejsca, gdzie teraz jest Afryka.”

 

„Czy ktoś z waszej rasy stracił życie?”

 

„Tak, ale poszliśmy tam świadomi tego.”

 

„Czy ktokolwiek ze statku gwiezdnego, taki jak Himel, bierze udział w wojnie?”

 

„Nie. Oni przybyli dla pokazu, by proponować rozejm, ale nawet nie schodzą ze statku. My, ludzie-koty, idziemy jako pierwsi, a potem wybucha wojna.”

 

 „Czy wiadomo ci, czy kawałki statku bazowego spadły na Ziemię?”

 

„One niejako stopiły się. Było wszędzie pełno szczątków. Były one organiczne. Widziałam część z nich pod wodą na południu, ale nie potrafię powiedzieć gdzie dokładnie. Jest to piękne miejsce – zielono tam, a woda jest tak błękitna.”

 

„Jak opuszczacie Ziemię?” 

 

„Ja podróżuję z moim małym bratem w celu odszukania naszych stwórców, gwiezdnych ludzi. Znów szukamy przystani.”

 

„Czy ją znaleźliście?” 

 

„On tak, ale ja umieram po drodze. 

Istnieje pieśń o ignorancji małych ziemian. Jest to piękny dźwięk, który tworzy cudowną wibrację w całym wszechświecie. Jest niczym tęcza.

Pięciu, siedmiu i dwunastu ludzi, którzy inkarnowali się na Ziemi reprezentują różne aspekty tęczy. Ich ignorancja jest jak przewodnik, który mówi im, jak rozgrywać siebie, by zmieniać się i przełączać pomiędzy swoimi siedmioma czakramami. Gdy to robią, w ich centralnym jestestwie wytwarza się biegun magnetyczny. Wytwarzając nowy rytm, powoduje on przyciąganie do nich pewnych ludzi i odpychanie innych. Mogę być kiedyś fioletowa, ktoś inny niebieski, a gdy schodzimy się, wytwarzamy ten nowy rytm. Wytworzy to z kolei jeszcze jeden kolor, który otworzy bramę do nowej rzeczywistości.

Przyśpieszenie wiąże się z naszymi przewodnikami, naszą ignorancją, które schodząc się razem tworzą jedną tożsamość. To przynosi nam objawienie. Nasza ignorancja w rzeczywistości jest kontrolowana przez naszą intuicję i wyższą jaźń, a gdy one się schodzą, przychodzi nowa informacja, doprowadzając do wzniesienia.”      

 

Tricia otworzyła oczy: „Hmm, to było ciekawe. Widziałam wszystkie barwy, gdy one wzajemnie oddziaływały ze sobą.”

 

Jej opis tej pieśni zastanawiał mnie. „Co oznacza ta cała sprawa z pieśnią, o której opowiadałaś?”

 

Tricia uśmiechnęła się niemal uśmiechem Mony Lizy. „To nie ma znaczenia. Ta informacja jest przeznaczona dla świetlnej istoty wewnątrz ciebie. Została przekazana, by ci przypomnieć. Teraz powinnaś porozmawiać z Jamesem.”

 

Wróciłyśmy do domu.

 

James usadowił się w krześle, by przystąpić do tej pracy. Szybko przeszedł do pamięci z czasu, kiedy był małym chłopcem na statku Rexegena.

 

 

 

Zdjęcie skał w pobliżu hieroglifów Kariong

Uwagę zwracają skały przypominające Delfina i Lwa,

reprezentujące naszych 'ratowników'

 

Od samego początku tej wyprawy czuł niepokój, wyczuwając niebezpieczeństwo, z silnym wrażeniem nadchodzącego nieszczęścia. Nie chciał nikomu o tym opowiadać, ale zwierzył się siostrze, wiedząc, że ona też to czuje.

 

„Uważasz, że nie powinieneś nikomu mówić?” – spytałam.

 

„Nie – mam wrażenie jak bym wiedział, że nie mam mówić. Nie mam żadnej informacji ze Źródła. Po prostu wiem, że coś ma się stać w innej strefie czasowej. Nie potrafię zobaczyć fizycznych przejawów tego uczucia. Jest to dla mnie nowe zjawisko, a taki wizualny obraz w mojej głowie nic by nie pomógł.

Ciągle odczuwam pewien dysonans, który odniósłbym do tego miejsca na Ziemi w tym czasie jako niepokój. Jest to nowy rodzaj uczucia dla ciała, w którym jestem. O ile sam czuję się w miarę znośnie z tym niepokojem, jest to wielki ciężar w odniesieniu do otoczenia. Teraz ogranicza on moją zdolność dostępu do pewnych częstotliwości w moim sercu – mam to ograniczenie.”

 

Wydawało się, że teraz zaczął mówić o współczesnej Ziemi i jej związku z jego sercem. Poprosiłam go, by przeszedł na statek, wniknął głębiej w pamięć małego chłopca i powiedział, jak on wygląda.

 

„Jestem całkiem niski, ręce mam długie z trzema palcami i kciukiem. Skórę mam niebieską, opalizującą (mieniącą się kolorami).”

 

 „Czy skóra twojej matki jest taka sama?”

 

„Nie. Ona ma ją niemal białą jak światło, ona świeci. U mojego ojca jest także biała. Ojciec ma złoty dysk, który unosi się koło jego głowy i sferoidy, które biegną na zewnątrz wzdłuż jego kręgosłupa. Matka ma krystaliczny pręt, który jest połączony z dyskiem wokół jej głowy. Tak ich widzę.”

 

„Czy widzisz ich inaczej niż inni?”

 

„Tak, tak sądzę. Widuję ich w wielu formach, ale ta jest formą, w której są w tej chwili.”

 

„Zdaje się, że łączy cię silna więź z siostrą.”

 

„Tak.”

 

„Dlaczego tak jest?” 

 

Śmieje się: „To złożona sprawa – zajęłoby mi wieki, by to wyjaśnić.”

 

„Jakie masz najwcześniejsze wspomnienia z bycia małym chłopcem?”

 

„Kiedy moje ciało było stwarzane z subtelnego gazu cząstek subatomowych w cylindrze. Konstrukcja mojej prawdziwej jaźni to duch światła. Teraz widzę jak moje fizyczne ciało jest stwarzane. Wokół mnie znajdują się inne istoty, włącznie ze mną, ale nie jestem jeszcze w postaci fizycznej. Kiedy nowa forma tworzy się w gazach w cylindrze, nie da się jej jeszcze zobaczyć w fizycznej rzeczywistości. To my tworzymy to fizyczne ciało. To tylko nośnik, jeśli chodzi o jego funkcję. Nawet ja sam pomagam w stwarzaniu tego systemu, gdyż moje nowe ciało jest eksperymentalnym prototypem.

Widzę siebie jak wchodzę w to ciało. Ponieważ nie istnieje ono jeszcze w fizycznej postaci, moje ciało świetlne podejmuje działanie niczym drukarka igłowa – ciach, ciach, ciach. Pojawiają się nogi, potem ciach, ciach, ciach – w górę i pojawia się głowa. To tak jak gdybym robił hologram, bo w istocie tym to jest. W końcu, oto jestem gotowy ja, mały chłopczyk.”

 

„Jaką rolę w tym stwarzaniu grają twoja matka i ojciec?”

 

„Ty i on przekazujecie wiedzę. Oboje, w postaciach jakie macie, posiadacie wielką wiedzę. Odbywa się uroczystość. To dość skomplikowane, by teraz omówić. Nie znam właściwych słów.”

 

„Czy używane są komórki lub atomy od twoich rodziców?”

 

„Częściowo tak, ale więź z nimi zasadniczo nie powstaje na poziomie fizycznym. Przed tym jest inny poziom; to raczej wibracja na częstotliwości światła decyduje się przejawiać.

Ja jestem przede wszystkim Arkturianem [z gwiazdy Arktur], zapoczątkowanym przez matkę i ojca, którzy nie są Arkturianami. Jest to całkiem możliwe – takie rzeczy potrafimy robić.”

 

To było mocno dezorientujące. „Twoja matka i ojciec nie są Arkturianami?”

 

„Nie.”

 

„Czy wiesz, skąd oni pochodzą? Czy matka i ojciec pochodzą z tego samego miejsca?”

 

James zastanawiał się nad tym przez dłuższą chwile, wyglądając na skonfundowanego. „Ach. Nie, nie pochodzą. Ale jest w nich coś bardzo podobnego. Nie mogę sobie przypomnieć.”

 

„Zdajesz się być nieco zagubiony. Nie szkodzi, jesteś tylko małym chłopcem i do tego wyczuwasz bliskie zagrożenie. Czy potrafisz przemóc to i cieszyć się podróżą?”

 

„O tak, oczywiście. Jestem razem z wieloma zadziwiającymi istotami. Bardzo dobrze się bawię. Są tu ludzie zewsząd. Rozmawiam z nimi i komunikuję się. Mam piękną łączność z każdym na pokładzie. Pozwala mi się chodzić wszędzie, z dostępem do wszystkich poziomów świadomości na statku.” 

 

„Czy na statku jest miejsce, gdzie się je?”

 

„Jest miejsce, gdzie chodzimy w regularnych odstępach – punkt energetyczny. Widzę wielki jaśniejący cylinder ze światłem, które z niego strzela. Wszyscy tam stoją wokół niego i mam wrażenie, że w ten sposób spożywamy nasz obiad.

Poza tym, po prostu poruszam się po statku komunikując się z ludźmi i uczestnicząc w małych ceremoniach z każdym z nich. Naprawdę dobrze się bawię.”

 

„Czy możesz opisać statek?”

 

„Tak naprawdę słowa nie oddadzą tego, czym on jest. Równania matematyczne lepiej by to wyjaśniły. Mogę trochę opisać jego wymiary.

Nie jest on taki jak lity statek przejawiony tylko w trzech wymiarach. Jest w ciągłym ruchu, jest żywą jednostką i wewnątrz ma świadomość. Istotom ludzkim trudno pojąć, że jakaś forma może istnieć na innych poziomach świadomości. Statek bazowy jest masywny. Jego fizyczna forma jest w przybliżeniu sferyczna, ale ma części, które cały czas wyłaniają się i zmieniają go.

Rexegena nie jest statkiem kosmicznym, który po prostu podróżuje w liniowy sposób – jest wielowymiarowy i może przechodzić przez punkty zerowe. Statek ten może podróżować przez czas i przestrzeń natychmiastowo. Jest to nadzwyczajny produkt techniczny – rzecz bardzo nowoczesna.”

 

„Co robisz, gdy chcesz wypocząć?”

 

„Po prostu zatrzymuję się i wchodzę w siebie.” 

 

„Czy musisz pójść do kapsuły?” – spytałam.

 

Jego ton nabrał powagi: „Muszę wejść w kapsułę, gdyż jest ona połączona do generatora. Jestem też umieszczany w kapsule, gdy musimy się przenieść. Gdy moje ciało śpi, fizyczna część spełnia funkcję nośnika dla częstotliwości światła, które przez nie przechodzi. Jest przewodzone przez moją świadomość i płynie przez to połączenie do generatora, który rzutuje statek w inne miejsce. Nie robię tego sam, jest całkiem sporo dzieci, które to robią.”

 

„Robisz to, mimo że jesteś tylko małym chłopcem?”

 

Jego odpowiedź zaskoczyła mnie: „Bycie dzieckiem nie ma tu nic do rzeczy, napędzamy statek.”

 

Przez chwilę rozmyślałam o jego ostatnim stwierdzeniu: gwiezdne dzieci przepychają gigantyczny statek bazowy przez bramę [czasoprzestrzenną]. Następnie poprosiłam go, aby przesunął się dalej w pamięci małego chłopca, który bał się o przyszłość. Zdawało się, że czuje się niemal źle, zdając sobie sprawę, że w sercu nosi wiedzę o zbliżającym się niebezpiecznym zdarzeniu.

 

„Powiedziałem tylko swojej siostrze. Ona kazała mi trzymać to w tajemnicy, a, no cóż, ona jest niczym mój opiekun.”

 

„Co się dzieje w czasie tego zdarzenia, które cię martwi?”

 

„Zostałem wyrzucony ze statku bazowego. Byłem umieszczony w kapsule ratunkowej a moja siostra wyrzuciła mnie. Gdy spadam w kierunku planety, widzę jak wszędzie lecą różne rzeczy. Oglądam to zarówno z psychicznego jak i fizycznego punktu widzenia. Widzę strumień elektromagnetycznej siły strzelający w statek i w końcu powodujący jego wybuch.

Jestem przestraszony i smutny, ale też odprężony. Zdarzenie w końcu nastąpiło, chociaż jest okropne. Jestem świadkiem destrukcji, której nigdy sobie nie wyobrażałem. Potem poczułem obecność w sobie mojej siostry, zapewniającej mnie, że wszystko jest doskonałe. Mówi mi, że nie ma czego się obawiać i że u celu będę witany. Czuję jej miłość tak silnie, że już się nie boję.

Wciąga mnie w atmosferę. Jest dzień, gdy ląduję wśród drzew nad brzegiem morza. Będąc wciąż w kapsule, jestem ranny, ale na tyle sprawny, by się uzdrowić. Gdy wychodzę, witają mnie rozbawione delfiny oczekujące mego przybycia. Mam trudności z oddychaniem, więc one zabierają mnie do morza i uczą jak oddychać i pływać pod wodą. Uczą mnie jak przybierać kształt ciała delfina. Czuję się wspaniale. Nie wiedziałem, że cos takiego się zdarzy.

Ciągle czuję ból ludzi, którzy przetrwali. Wyczuwam, że to dla nich zły czas. To ciężkie przeżycie dla mnie jako Arkturianina. Jakże obcą rzeczą jest radzić sobie z bólem i traumatycznymi przeżyciami innych. Ale jednocześnie bardzo dobrze bawię się z delfinami, bo to tak kochane stworzenia. Wymieniamy mnóstwo informacji o Ziemi. Osadzamy tę wiedzę w kryształach, które są pogrążone głęboko w oceanie. Te kryształy ciągle tam są. To wiedza dotycząca zodiaku, cykli księżyca, słońca i planet.

Pozostaję tu przez cztery pory roku, ustawiając sieć elektromagnetyczno-świadomościową Ziemi. Widzę geometryczną siatkę wokół Ziemi. Komunikuję się także z moją siostrą w archetypowej formie, gdyż jesteśmy rodzeństwem, jesteśmy tym samym. Ona podróżuje do różnych planet.”

 

„Co się dzieje po czterech porach spędzonych z delfinami?”

 

„Na krótko stałem się ptakiem, gdyż jeszcze posiadam wiedzę o zmienianiu formy. Widzę olbrzymiego ptaka, w który jest pewien rodzaj prehistorycznej domieszki. Ma on wspaniałą świadomość. Przebywam w tym ciele przez dwanaście miesięcy. Latam nad kolonią założoną przez gwiezdnych ludzie – tych, którzy kiedyś ocaleli. Oni wiedzą, że tam jestem i uważają mnie za dobry omen. Mam łączność z moją matką i jest to piękne.

Ona zaczęła dochodzić do siebie. Gwiezdni ludzie opanowują nowe formy i rozumieją je na tyle, że mogą ustanowić prawo. Próbują napisać książkę, jeśli można to tak nazwać. To tylko metafora, którą trzeba rozumieć jako najważniejsze zasady rzeczywistości w aspekcie kreowania, manipulowania materią. Są nowe reguły etyki, nowe prawa w tym wymiarze. Poddają je testom i badają. Bardzo dobrze im to idzie i całkiem szybko się uczą.

Mija dużo czasu. Ta osada wykreowała wiele nowych form. Jest spory postęp.”

 

„Nie stwarzają tylko tych włochatych?” – spytałam.

 

„Nie. To jest późniejszy czas. Po pierwszych włochatych istotach było więcej kreacji. Wygląda na to, że wykreowaliście jedną rasę, potem więcej i teraz jest ich pięć. Prowadzono mnóstwo krzyżowań, sparowań i kształtowania w stylu: spróbujmy to a potem tamto.”

  

Gdy on mówił, czułam krzyżowania i parowania między różnymi rozmiarami, kolorami i poziomami duchowości. Jakże niesamowite to musiało być przedsięwzięcie. Otrzymałam zrozumienie zmiennej natury rodzaju ludzkiego.

 

„Teraz jestem w formie małego białego człowieka. Jestem dość nieruchawy. Niewiele czuję. Pod ziemią istnieje wiele światów i jest tam nawet źródło światła. To magia, ale wszystko jest opuszczone. Są tam ołtarze, pałace i rzeki. Jestem tam na dole przez jakiś czas wstrajając muzykę w kryształy pod ziemią z wykorzystaniem tych dwunastu wzorów z planet otaczających Ziemię. Jestem czymś w rodzaju przewodnika, chociaż pracuje ze mną wiele eterycznych istot.

W końcu opuszczam Ziemię statkiem, który ludzie-koty zabierają z powrotem na Syriusza A.  Obecnie jestem w korpusach, korpusach słońca, i mam to samo białe ciało. Mogę tam przetrwać.”

 

„Co mógłbyś jeszcze powiedzieć mi na ten temat?”

 

„Hmm, mogę mówić niemal o wszystkim. Byłem wszędzie w całej galaktyce.”

 

„Powiedz mi o tym małym chłopcu na gwiezdnym statku na krótko przed wybuchem. Skąd wiedziałeś, że to ma się stać?”

 

Twarz Jamesa pociemniała i wyszedł ze stanu alfa. Chciał zachować dla siebie informacje, które w nim były, unikając przeżywania cierpienia tego małego chłopca na statku. Gdy go o to poprosiłam, posmutniał, tak jak gdybym go nie zrozumiała. Teraz wyskoczył z krzesła, mówiąc, że musi już iść. Wziąwszy Ticię za rękę, niemal pobiegł do samochodu.

 

Ha! Ten był inny niż poprzedni – uciekł!

 

Rosalyn była następna z tych, co przyszli obejrzeć zdjęcia z Kariong i usiąść na 'gorącym siedzeniu.' Gdy zareagowała na te obrazy, poprosiłam ją, aby zobaczyła siebie w statku bazowym w czasie, gdy opuszczali Plejady.

 

„Patrzę na miejsce w rogu tego pomieszczenia, chociaż sufit zakrzywia się w dół, przechodząc w ściany. Wszystkie połączenia ścian wydają się uformowane. Jest to pomieszczenie trochę jak kabina na statku, tylko nieco inne. Po mojej lewej stronie znajduje się światło, którym steruje mój umysł. Jeśli pomyślę o położeniu się, pojawia się niewidzialny stół energetyczny i kładę się na nim. Leżę poziomo chyba bez niczego pod sobą. Legowisko wydaje mi się to dość twarde, ale to mój umysł utrzymuje je tam.

Gdy chcę się położyć, podchodzę do niego, myślę, że jestem znużona i wtedy mam wrażenie, że ono zaprasza mnie. Chowa się, gdy kończę spanie.

Mam na sobie krótką spódniczkę. Moje nogi są cienkie i długie. Noszę pończochy w jasnofioletowej szarości. Mam kozaczki sięgające łydek, ale kiedy wchodzę na stół energetyczny, nie mam już tych kozaczków. Nie widziałam, żebym je zdejmowała. Stół energetyczny znajduje się mniej więcej na wysokości pasa, nieco wyżej niż normalne łóżko. Nie wchodzę do niego jak do łóżka, lecz po prostu kładę się na nim.

Aby odpocząć, stosujemy pewien mentalny proces. Wszystko robimy za pomocą myśli. Macham ręką przed lampą i gdy o tym myślę, tworzy się pole energii. Wchodzę w pewien proces mentalny, gdy kładę się na polu energetycznym. Skupiam się na wypoczywaniu i niczym innym. Panuję nad przepływem krwi i składników odżywczych do organów. Umysł świadomie kładzie moje ciało do snu. Mogę trwać w tym stanie przez dwie godziny. Gdy przez osiem godzin nie mam czynnego kontaktu z nikim, cały ten czas pozostaję w stanie zawieszenia.

Bardzo to różni się od chodzenia spać w tym życiu. Najwyraźniej ludzie zapomnieli jak to robić. Teraz, zanim zasnę, myślę o tysiącach rzeczy. A my po prostu wierzymy, że gdy zamkniemy oczy, zaśniemy. Związki chemiczne w naszych mózgach są tym, co nas teraz usypia – to stało się instynktowne. Już nie mrugamy świadomie. Powieki mrugają same z siebie. Wszystko jest teraz instynktowne.

Gdy tam leżę, jestem bardzo świadoma procesu snu. Panuję nad nim, zatem nie jest to instynktowny proces. Wprowadzamy się w stan zawieszonrgo ożywienia, jak również ustalamy jak długo będziemy spali.

To zależy od naszego następnego planu dyżurów lub następnej interakcji. Interakcją może być praca służebna lub impreza towarzyska taka jak spotkanie z przyjacielem. Może to być też jakaś praca dla kolonii.

Na tym statku uważamy się za kolonię. Nie traktujemy siebie jako oddzielne jednostki. W przypadku każdej interakcji, która ma nastąpić, wszyscy inni o niej wiedzą. Każda interakcja ma na widoku dobro wszystkich i ma uszczęśliwiać wszystkich. Nie robi się niczego, co nie harmonizowałoby z resztą kolonii.

W kolonii mamy hierarchię bardzo podobną do tej u mrówek. Są tu robotnicy, myśliciele, nauczyciele i ci, którzy opiekują się dziećmi. Opiekują się, gdyż nie robią tego rodzice. Faktycznie robią, ale i nie robią. Nikt nie jest właścicielem dziecka. Nawet rodzice nie są odpowiedzialni za dzieci – to należy do kolonii.

Tego rodzaju świadomość jest bardzo różna [od świadomości ziemian], trochę podobna do tej u rdzennych ras na Ziemi, u których wszystkie kobiety dla dzieci plemienia są ciotkami a mężczyźni wujkami. Każdy poprawia dzieci i opiekuje się nimi. Rodzice, którzy dają dzieciom życie, nie koniecznie są ich wychowawcami.”

 

„Czy na pokładzie masz rodzinę lub męża?” 

 

„Jestem dość młoda i mam odczucie, że jest tu dziecko. Niemniej, jestem sama w tym pokoju.”

 

„Co się dzieje po tym, jak prześpisz się jakiś czas?”

 

„Jest pora wstawać. Gdy to robię. Czuję jak otaczająca mnie energetyczna osłona zsuwa się ze mnie. To był jakby kokon. Gdy wstaję, macham ręką przez światło i kokon zsuwa się. Możesz ten kokon zaprogramować jak chcesz i możesz pozostać w nim przez sto lat, jeśli chcesz. Wewnątrz jest płynna atmosfera, która zapewnia pożywienie, gdy odpoczywasz.

Teraz już wstałam i mam ponownie na sobie kozaczki. U góry noszę ubranie, które jest bardzo lśniące, srebrzyste, z epoletami, które wystają nad ramiona. Moje ręce okryte są tym samym materiałem i w tym samym kolorze jak nogi. Mam bardzo małe piersi.”

 

„Co robisz, gdy musisz iść do toalety?”

 

„Chyba nigdy tego nie robię. Teraz podnoszę spódnicę i patrzę w dół, by zobaczyć moje genitalia. Wydaje się, że moje ciało nie ma włosów. Jest tam coś, co, jak sądzę, można by nazwać pochwą. Jest tam tylko linia. Jest tam też zwisający sznur, taki jak pępowina. Ale nie wychodzi z pępka, wychodzi ze mnie ze środka.

Być może jest to przedłużenie cewki moczowej albo łechtaczka. Jest podobny do warkocza lub skręconych mięśni. Nie sądzę, aby był to sznur służący do wydalania, gdyż my tutaj odżywiamy się innymi rzeczami. To wszystko, co tam jest – tylko ten sznur. Ale jak z tym się rozmnażać?”

 

Przypomniałam sobie ostatni seans z Alcheringą. „Czy mogę zasugerować, że linia, o której myślisz, że jest małą pochwą, jest czymś, co można otworzyć jak kieszeń?”

 

„Zastanawiam się, czy dziecko po prostu nie wyskakuje.”

 

„Dokładnie to sugeruję” – powiedziałam. – „Popatrz na linię, która biegnie od pępka w dół do miejsca, gdzie powinna być pochwa. Czy nie można jej otworzyć siłą woli, aby dziecko mogło być tam implantowane i żyć z dostarczanych przez ciebie składników pokarmowych, a potem zamknąć? Czy, gdy przyjdzie właściwa pora, możesz dosłownie rozpiąć brzuch, wyjąć dziecko i włożyć je do jednego z tych kokonów, aby dalej wzrastało?”

 

„Nie wiem. To wszystko jest bardzo zagmatwane, gdyż wydaje się, że nie ma pochwy, do której mężczyzna mógłby włożyć swojego penisa. Jest natomiast wymiana energii między mężczyzną i kobietą. Bardzo ważne są w tym czubki palców.

Poczekaj, właśnie coś mi się przypomniało. Jeśli chcesz głębokiego zbliżenia z kimś, podnosisz obie ręce do góry i łączysz wszystkie czubki palców z czubkami partnera. Teraz wszystkie twoje merydiany są połączone i następuje przepływ wszystkich twoich soków. Nie zrobisz tego z byle kim – jest to intymna sprawa. Robi się to tylko z kimś, z kim jesteś naprawdę blisko.

Z kimś innym możesz robić to tylko trzema palcami. Trzymanie jednej ręki w poprzek przed klatką piersiową i zetknięcie z wyprostowaną ręką kogoś innego uważa się za ciepłe przywitanie. Odpowiada to naszemu ‘cześć’ lub ‘co słychać?’ Ale łączenie wszystkich czubków palców z czubkami kogoś innego jest zarezerwowane tylko dla zakochanych.”

 

Bardzo piękny wgląd. Rosalyn zdawała się być zachwycona przypomnieniem sobie tego aspektu.

 

„Takie przywitanie przeznaczone jest dla osoby najdroższej. Wszystkie uczucia masz w swoich rękach. Jest to szerokie otwarcie serca – nie masz nic do ukrycia i w pełni zgadzacie się.

Próbuję przypomnieć sobie rodzenie dziecka, będąc gwiezdną osobą. Łatwo mogę sobie przypomnieć intymność, jaką przeżywałam z moim ukochanym, gdy dotykaliśmy się rękami. Ale nie mogę podobnie dotrzeć do wspomnień rodzenia.

Wiem, że moje piersi są ważne. Piersi wytwarzają rodzaj nektaru. W moich piersiach, w środku, znajdują się szczególne gruczoły w tym miejscu.”

 

Rosalyn wskazała obszar na swojej piersi w głąb i powyżej brodawki: „To one wydzielają ten nektar. Czuję, że u dobrej matki zachodzi naturalny proces, w którym mleko jest wzbogacane tym nektarem Bogów.

Najważniejszą pożywką, jaką potrzebuje dziecko, jest miłość. Zajmujemy się bardziej dawaniem dziecku miłości niż jego fizycznym odżywianiem. W naszym dzisiejszym społeczeństwie większą uwagę przykładamy do fizycznego pożywienia niż do duchowego. Dla nas, tu na statku bazowym, miłość jest najważniejsza. Wiemy, że wyżej wyewoluowane formy muszą generować miłość, jeśli nasz gatunek ma dalej ewoluować.

Jestem zadowolona, gdyż moje gruczoły dobrze funkcjonują. Zabrałam swoje dziecko ze sobą na statek bazowy. Pamiętam, że gdy karmię, zawsze daję dziecku właściwe pożywienie. Musimy poddawać analizie nasz nektar, by mieć pewność, że ma właściwą zawartość złotej energii. Jeśli dziecko jej nie otrzyma, będzie mutowało.

Zdaje się, że nektar dostarczany jest embrionowi poprzez rodzaj rurki wewnątrz mojego ciała, która łączy się z workiem w brzuchu. Nie czuję nic wewnątrz brzucha, gdyż jest to zupełnie inne niż łożysko w ludzkim ciele. Dziecko znajduje się w worku, który może być otworzony. Sytuacja ta jest nieco podobna do sposobu rodzenia u żeńskich torbaczy. Czuję swoje piersi i to jak pożywienie wychodzi z mojego serca.

Dla sióstr w klinice ważne było sprawdzenie energii dostarczanej dziecku, tak by jego potencjały mogły się rozwijać. Wyglądało na to, że bali się, że gdyby dziecko nie miało zapewnionej energii miłości, zmutowałoby z powrotem do wojennej rasy. Chcieliśmy, aby nasz gatunek ewoluował i zawsze żył w miłości.”

 

„Kim była ta wojenna rasa, której się obawiali?” – spytałam.

 

„Och. To Orion. Oni zawsze nas atakowali.”

 

„Dlaczego te dzieci miałyby mutować w nich? Przecież Orion to nie wasza rasa.”

 

„Nie wiem.” 

 

„Przesuń się w swojej pamięci. Wyszłaś ze swojej kabiny i udajesz się na interakcję” – podsunęłam sugestię.

 

„Tam są pewni ludzie, z którymi muszę się spotkać. W cieplarni rośnie wiele roślin. Spotykam dwie osoby, aby rozmawiać o tych roślinach. Jedna z tych osób na pewno jest mężczyzną i jest on znacznie większy od nas. Druga jest kobietą, ale jest trochę zamazana. Ubrani są inaczej niż ja – w brązie, zgodnie z ich funkcjami. Ma to jakiś związek z tymi roślinami. Oni są botanikami.

Mężczyzna ma pełne czoło i solidnej budowy kości wokół oczu. Jego oczy są osadzone w ładnej, otwartej twarzy, szerokiej na czole. Ma dość duże usta z pełnymi wargami, a nozdrza nieco rozszerzone. Nie ma włosów. Ma piękne szerokie dłonie, a skórę koloru kremowego karmelu.

Mówią mi o próbach wyhodowania roślin uprawnych, które będą rosły w kolonii, gdy znajdziemy się na Ziemi. Starają się wykreować pewne formy życia, które będą rodziły plony. Będzie to nasze pożywienie, gdyż powiedziano nam, że nie możemy jeść produktów ziemskich. Są zbyt gęste. Tak nam powiedziała hierarchia.”

 

Poprosiłam, aby odszukała komandora statku i opisała go.

 

„Widzę Komandora w dwóch różnych postaciach. Najpierw widzę go w butach z cholewami i ciasno dopasowanym ubraniu, pewnego rodzaju garniturze. Potem widzę go w todze z łańcuchem. Prawdopodobnie to właśnie nosi podczas uroczystości.

Mamy zgromadzenia, a on regularnie przychodzi i wygłasza pogadanki, przygotowujące nas na pobyt w miejscu, gdzie się wybieramy. Trzeba dokonać licznych adaptacji naszych ciał.

Musimy nauczyć się wielu rzeczy związanych z tym, z czym się tam spotkamy. Powiedziano nam, że na planecie, na którą lecimy, istnieją inne formy życia. Inna jest też roślinność. Nasze rośliny są zielonkawoniebieskie, a na Ziemi – zielone.

Powiedziano nam, że jest tam mnóstwo wody i że istnieją formy życia, które żyją w wodzie, takie jak delfiny. Możemy z nimi się komunikować, a one nam pomogą. Wiemy to, gdyż wcześniej była z nimi współpraca. Działo się to na naszym gwiezdnym statku z Syriusza.

Przybyliśmy, by kolonizować i nieść miłość. Tej energii brakuje na tej planecie, a my zgodziliśmy się zrobić to, by pomóc w ewolucji form życia. Cieszymy się z tego. Robimy to w ramach naszej służby dla Stwórcy. Jedyny sposób poznania Stwórcy wiedzie poprzez miłość i służbę. Kochamy wszystkich i służymy wszystkim.

Mam bardzo klarownie w pamięci pewną niewielką rzecz, o której chciałabym powiedzieć. Było to wtedy, gdy już pewien czas spędziliśmy na Ziemi i przeszliśmy przez wielkie trudności. Był tam jeden z Reptoidów, który nam pomagał. Podziwiałam, jak dobrze ten Reptoid był przystosowany do tych ziemskich warunków.

Potrafił znosić to środowisko lepiej, gdyż jego skóra była inna niż nasza. Mógł zrobić o wiele więcej niż my, gdyż my byliśmy tak delikatni. Chciałam być bardziej podobna do niego. Ta sama myśl nachodziła mnie wielokrotnie. Powtarzało się to niemal do znudzenia.

A to dlatego, że on potrafił radzić sobie z nagłymi wypadkami, a sam, w swoim życiu, nie miał żadnych dramatycznych przeżyć. Po prostu żył i stawiał czoło wszystkiemu, co się przydarzało. Dla niego nic nie było nadzwyczajne czy dramatyczne. Nie cenienie niczego było ważniejsze niż cokolwiek innego. Wszystko było po prostu działaniem dla Boga. On czynił moje życie łatwiejszym, miał zdolność o wiele lepszego radzenia sobie z pobytem na Ziemi niż ja.

Był wielką dla nas pomocą i robił rzeczy, które utrzymywały nas przy życiu. Dla niego było to proste, ale bardzo trudne dla nas. Jego skóra była bardzo twarda i łuskowata, jak u krokodyla. Nadawała się na warunki ziemskie znacznie lepiej niż nasza skóra, która była delikatna i łatwo darła się.

W tym życiu zawsze myślałam, że gadzia skóra jest odpychająca, niemniej w swojej pamięci mam dla niej raczej podziw za jej przydatność w klimacie Ziemi. Pamiętam niewiarygodną wdzięczność dla niego za ochronę i wiem też, że on bardzo mnie kochał. Uważał, że moja forma jest przepiękna i bardzo podobała mu się moja skóra. Swoją pracę dla nas postrzegał jako służbę dla Boga.

Dla mnie ważna jest także botanika. Jednym z moich obowiązków było dbanie o rośliny i sprowadzenie ich na Ziemię, po to, abyśmy mieli pożywienie.”

 

Rosalyn podniosła się na siedzeniu i patrzyła na mnie w zdumieniu: „To dlatego w tym życiu chcę wszystkich odżywiać. Myślę, że nigdy się tego nie wyzbyłam. Rozumiem dlaczego tak głęboko odczuwam, że jeśli z powodu zmian na Ziemi będzie tu brakowało pożywienia, ja muszę temu zaradzać.”

 

 


Gdy Rosalyn opuszczała nasz dom, zstąpił na mnie nowy rodzaj aury. Poszłam do mojej pracowni i usiadłam z kamieniem Alcheringa. Głos, który przemówił przeze mnie tym razem był miękki i żeński.

„Jestem Egarina. Przyszłam dzisiaj, aby się ci przedstawić. Nie bój się. Tutaj jest wielu z gwiezdnych światów.

Popatrz na ocean – na to, jak porusza się na zewnątrz i do środka. Ruch jest we wszystkim. Nawet Matka Ziemia porusza się. Ona wdycha i wydycha tak samo jak robią to tamte pływy. Trwa ciągły ruch energii. Pobieraj tę energię w siebie, wdychaj i wydychaj. Trwa cudowny przepływ łagodności, a gdy w tobie wszystko układa się dobrze, nic nie tamuje tego przepływu energii.

Przychodzisz i odchodzisz na podobieństwo tego oddechu. Rozumiesz?”

 

Jej głos był kojący i spokojny. „Tak, myślę, że tak.”

„Jest też inny aspekt ciebie, tak jak w przypadku każdego. Z tego innego punktu działasz z większą wiedzą i zrozumieniem. Ciało jest przejściowe, ma bardzo ograniczony czas życia.

Jednak osobowość tworzy linię dziedziczenia. W rzeczywistości nie ma znaczenia w jakim wymiarze działa. Ta zdolność poznawania i wiedza ciągle trwają – w osobowości, którą jesteś teraz, bądź w innej. Przychodzisz z tamtego punktu poznawalności, dlatego nie ma ograniczeń.”

 

Egarina zaśmiała się miękko. „Ale nie wybiegaj, gdy słyszysz o innych rzeczach, moja droga. Pozostań w miejscu, w którym w sercu czujesz się dobrze.”

Oczarowywał mnie nawet jej humor – tej kobiety z tak łagodnymi manierami.

„Jestem tu, aby przypomnieć ludziom, kim są i jak są związani z rasami kosmicznymi. Mimo, że ciało, w którym chodzą należy do rasy ziemian, nie jest to wszystko, czym są.”

„Dlaczego to robisz?" – spytałam.

„Jest to finalizowanie umowy, na którą się zgodziłam prawie milion lat temu, obietnicy, że któregoś dnia, gdy będzie odpowiedni czas, wrócę. Złożyłam ją opuszczając w tamtym czasie ciało. Zaczęłam rozumieć, czym ten większy plan jest – plan związany ze stworzeniem rasy posiadającej ciepło, miłość i pokój w swoich sercach. To oni pomogą zmienić energie na tej Ziemi.

Stworzona została nowa rasa, z bardziej rozwiniętym mózgiem, z poszerzoną inteligencją i z pewnymi zdolnościami psychicznymi. Nowa rasa była bardziej świadoma ceremonii i energii. Wiedzieli o Stwórcy i jego miłości. Tym się różnili od swoich braci i sióstr, którzy byli stworzeni przed nimi przez innych.

Oznaczało to, że Reptoidzi i Dinoidzi, rasy, które z natury nie miały wbudowanej w siebie miłości i współczucia, otrzymali możliwość inkarnowania się w tej nowej rasie i doświadczania tych emocji. Stało się tak, gdyż w nowe ciała ziemian wbudowaliśmy energię krystaliczną bądź, jak wy ją nazywacie, energię Chrystusową.

Wprowadziło ich to na drogę ewolucji. Teraz mogli przychodzić i odchodzić, doświadczać przez wieki, a potem wrócić do swojej kosmicznej rasy, przynosząc ze sobą tę energię. Ten proces będzie trwał dotąd, aż ten zakątek galaktyki wyewoluuje do boskiej energii miłości i współczucia.”

Wzdrygnęłam się: „Czy to nie oznacza, że liczni ludzie na Ziemi inkarnują się ze światów Reptoidów i Dinoidów i czy to nie upodabnia ich do Reptoidów i Dinoidów?”

„Tak, tak się dzieje, Valerie.

Wkrótce Ziemia wstąpi w nowy złoty wiek, wiek miłości i pokoju. Tego dnia przyjdzie czas na ostateczną decyzję. Niektórzy ludzie mówili o tym jako 'Sądzie Ostatecznym.’ Jest to właściwa nazwa, ale chodzi o sądzenie jaźni przez jaźń. Jest to ostatnia okazja dla jaźni do dokonania tego wyboru. Wybór musi się dokonać między pójściem za kierowaniem się miłością do wszystkich a tym, co jest dobre dla niewielu. Dla wielu jest to prosty wybór. Będą tacy, którzy nie zgodzą się.

Kiedy przyjdzie czas na ten ostateczny wybór, ludzie mogą pójść z nami wszystkimi albo mogą zostać zaprowadzeni do innego miejsca. To nie jest groźba. Decyzja będzie należeć do każdego małego ziemianina. To nie jest osądzanie, ale są tacy, których energie są inne i ci nie są jeszcze gotowi na przejście do złotego wieku.

Pokazałam ci swoją obecność, abyś była mnie świadoma. Pomagam w tym przejściu. Ty musisz mi pomóc w tej pracy. Masz tylko spisać zachodzące zdarzenia w postać książki. Będzie to przyjęte z miłością i współczuciem.”

Zaśmiałam się: „Już to zrobiłam.”

„Tamta książka była dla nabrania wprawy, aby cię oswoić. Teraz inni pomogą ci napisać inną, która opowie całą historię. Niektórzy już ci pomagają. Ta książka dotrze do wielu i obudzi wspomnienia. Nie martw się o skutki. Ty jesteś tutaj tylko na służbie. W głębi twojej duszy tkwi wiedza, że właśnie taka jest rzeczywistość. Czy rozumiesz, moja droga?”

Pokój wirował. „Ja, a...”

Egarina wyszeptała: „Dziękuję ci. Odchodzę.”

To dość dziwne; czuję się jak gdybym siedziała w bańce. Czuję, że na mnie napiera, a gdy pochylę się do przodu, odpycha mnie z powrotem. Napiera na moją twarz. Muszę zaraz wyjść.