Rozdział 10

 

List od Helen Boyd

Alcheringa rozmawia z Gerrym i Margaret

Margaret opowiada o legendzie ósmej białej siostry

Zwrot kamienia Alcheringa

Egarina rozmawia z ósmą białą siostrą

 

 

W mojej małej pracowni zabzyczał fax i z jego wnętrza wyszedł ręcznie pisany list.

 


Droga Valerie,

 

Obawiam się, że nadszedł czas, by kamień Alcheringa wrócił do domu. Wszystko jest gotowe, albo będzie gotowe, jeśli tylko będę wiedziała, że będzie w Sydney przed dziesiątym. Czuję się teraz wystarczająco dobrze, by zabrać ten kamień i przekazać z powrotem prawowitym właścicielom. Przepraszam za tak nagłą wiadomość, ale tak często rzeczy się miewają.

 

Dziękuję za opiekę nad kamieniem przez ostatnie dwa lata i za to, że jesteś kimś, na kim mogłam polegać. Przepraszam, ale nie mogłam zadzwonić – brak energii, brak pieniędzy i choroba.

 

Dwudziestego pierwszego mam nadzieję być na Uluru i w górach McDonnell. Tego dnia kamień zostanie przekazany. Proszę o telefon na potwierdzenie.

 

 

Miłość i Błogosławieństwa,  

Helen Boyd.

 

 

 

Później tego dnia zadzwoniłam do Helen w Byron Bay, gdzie mieszkała, i zaproponowałam przywieźć ten kamień do niej, gdyż będę przejeżdżać w pobliżu w związku z promowaniem książki.

 

Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu i ten czas właśnie przyszedł. Jednak kamień ten był dla mnie jak dziecko i teraz miałam je utracić. Posiadając go, mogłam komunikować się w sposób, który nadał dodatkowego znaczenia mojemu życiu. Pozwolił mi lepiej poznać siebie i swoją prawdziwą rolę. Czułam się jakby była zabierana mi cząstka mnie samej. Helen miała w planie zwrócić go aborygeńskiej radzie, ale to mi nijak nie poprawiało samopoczucia.

 

Chociaż moje oczy mogą się zamykać podczas channelingów, nigdy nie tracę świadomości. Działam w innym stanie, świadoma jednocześnie otoczenia i drugiej strony. Gdy trzymam kamień Alcheringa, bardzo łatwo przejść mi do tego stanu. Będzie mi go brakowało, gdyż kocham go bardzo. Jest to moje łącze do energii świata światła. Teraz wiem, że wszystko jest energią. Nic w rzeczywistości nie jest lite, stałe.

 

Z Ameryki właśnie wrócił Gerry i z Margaret odwiedził mnie. Margaret chciała zadać pytanie Alcherindze. Kiedy przyjechali, widoczny był smutek, który przenikał mój nastrój. Gerry zaproponował, abyśmy na czas przekazu wyszli na zewnątrz i weszli w busz.

 

Wyjęłam kamień Alcheringa, by zabrać go ze sobą. Powiedziałam Gerry’mu o wiadomości od Helen i że wkrótce przekażę jej ten kamień w Byron Bay, niedaleko od Mount Warning.

 

Oboje spojrzeli po sobie, a potem na mnie oczami, które były ciepłe od współczucia, a jednocześnie dziwnie ciekawe. Ku memu zaskoczeniu, gdy opuszczaliśmy dom, Gerry wziął kamień w swoje ręce i niósł go.

 

Szliśmy przez busz przez kilka minut, nic nie mówiąc. Chyba tego dnia nie miałam nastroju do rozmowy. Czułam się zagubiona i było mi smutno.

 

W końcu odezwał się Gerry: „Idziesz przez busz z dwojgiem Koori, a jednak tak mało wiesz o nas.”

 

Zrobiło mi się jeszcze smutniej: „Tak, to prawda.”

 

Gerry zatrzymał się i podał mi kamień. „Wiesz więcej o tym kamieniu niż o nas, a teraz nawet on cię opuszcza.”

 

Przytaknęłam i spuściłam głowę. Chciało mi się płakać, oczy tęskniły za łzami, ale one nie przychodziły. Dlaczego nie mogłam płakać?

 

Margaret ujęła mnie za rękę i zaprowadziła na małą polanę. Gerry położył kamień na ziemi i usiedliśmy wokół niego.

 

Gerry pochylił się bliżej mnie i niemal wyszeptał: „Opowiem ci trochę o Koori, abyś coś o nas wiedziała. Pomogę ci zrozumieć naszych ludzi.

Dawno temu, w bezczasowym czasie, który nazywamy Śnieniem (ang. Dreaming), wielkie duchy wędrowały po Ziemi, przyjmując postacie olbrzymich zwierząt. Wollumbin, nasz Stwórca, Bóg matka-ojciec, istota, która stworzyła nas, stworzyła góry, doliny, morza, równiny, rzeki i billabongi (zbiorniki stojącej wody), busz i lasy gumowe. Stworzyła chmury, niebo a także zwierzęta. Od gór po morze strumyki, rzeczki i rzeki tętniły życiem ryb, żółwi i brodzących ptaków. Ziemia zieleniła się bujnymi subtropikalnymi lasami deszczowymi, w których lekarstwa obficie rosły na żyznej glebie. W lasach deszczowych rosły majestatyczne eukaliptusy, sosny bunya-bunya i cedry. Wszystko to stworzył wielki duch Wollumbin a potem stworzył swoje duchowe dzieci, naszych przodków. Kazał im opiekować się i dbać o krainę tak jakby opiekowali się i dbali o siebie.

Stopniowo duchowe dzieci urodziły liczne potomstwo i powstały różne plemiona. Mieliśmy swoje spory, jak w każdej rodzinie, ale rzeczą, którą wszystkie plemiona miały wspólną, rzeczą, która jednoczyła nas była ziemia i nasza obietnica dbania o nią. W nagrodę Wollumbin dał nam totemy i wierzenia.

Wollumbin uczył nas o zwierzętach, o zwyczajach picia, co mogliśmy jeść, a co nie. Wollumbin uczył nas, jak znajdować wodę w okresach suszy i jak oczyszczać słonawą wodę. Zapewnił nam też jedzenie w buszu. Mieliśmy ćmy bogong, mrówki miodowe, kangury i walabie, witchetty i kobrę. Mieliśmy kaczki i kury wodne, ryby i żółwie, ziarna na pieczywo i mnóstwo różnych owoców, warzyw i korzeni. Mieliśmy też lekarstwa, a jeśli nie wiedzieliśmy, którego użyć, po prostu pytaliśmy Wollumbina.

Zgodnie z planem nasze społeczeństwo było społecznością myśliwych i zbieraczy pożywienia, którzy żyli w harmonii. Gdy podróżowaliśmy, zawsze był istotny po temu powód. Czasami ruszaliśmy na ‘chodzenie’ (ang. walkabout), gdy musieliśmy być w pewnym miejscu na jakichś obrządkach, lub by spotkać się z innym plemieniem, albo przeprowadzić naszych młodych mężczyzn przez próby męskości. Podróżowaliśmy po drogach snów wskazanych nam przez Wollumbina. Odnajdowaliśmy drogę dzięki opowiadaniu historii Śnienia. Każda góra i dolina, wzgórze i równina były związane ze zdarzeniem ze Śnienia. Jeśli góra miała kształt tylnej nogi psa, opowiadaliśmy historię jak pies stracił nogę i o drodze, jaką pies przebył przed wypadkiem. Opowiadając te historie, potrafiliśmy odnajdować naszą drogę w całym kraju.

U niektórych plemion historie Śnienia, historie rodzinne i granice plemienne są wyryte na dużych skałach lub specjalnych kamieniach, albo są malowane na naszych ciałach podczas ceremonii lub na ścianach grot w specjalnych miejscach. Niektóre robią to na piasku lub na łyku. Ci z nas, pochodzący ze wschodniej Australii, Bundjalung i inni, umieszczają to na swoich ubraniach. Jeśli mieliśmy problemy z innym plemieniem na tle prawa lub pokrewieństwa, po prostu zdejmowaliśmy nasze ubrania, rozkładaliśmy je na ziemi i rozstrzygaliśmy sprawę. Tak jak zrobiłby każdy rozsądny człowiek.

Kobiety miały swoje własne uroczystości. Istniały specjalne miejsca przy drogach Śnienia, do których wstęp miały tylko kobiety. Miejsca te były równie święte jak miejsca mężczyzn. Młode kobiety były zabierane w miejsca kobiet i uczone przez starsze kobiety ‘spraw kobiet.’ Sprawy te obejmowały ich role jako kobiety plemienia, obowiązki względem rodziny, obiecanych im mężów i ich role jako matki. Pokazywano im i uczono świętych kobiecych tańców i pieśni. Dziewczyny były uczone dbania o swoje zdrowie, szczególnie podczas ciąży i pokazywano im właściwą dietę dla kobiet ciężarnych. Uczono ich jak rozkładać w czasie rodzenie swoich dzieci, tak żeby, gdy plemię wyruszało na ‘chodzenie,’ dzieci były dostatecznie silne i zniosły wędrówkę.

Dziewczynom pokazywano jak zbierać i przyrządzać owoce i warzywa oraz specjalne rośliny używane do sporządzania lekarstw i trucizn. Trucizny zawsze były używane we właściwy sposób.

Zbierały łyko pewnego drzewa i ubijały je o skały nad brzegiem strumienia lub billabonga, a następnie wrzucały tę papkę do wody. Zaraz potem na powierzchnię wody wypływały, ryby a my je zbieraliśmy. Trucizna tylko oszałamiała ryby, nigdy nie zabijając niczego w wodzie. Pewne owoce były trujące. Dziewczyny były uczone jak je przyrządzać, aby były jadalne.

Były też uczone szycia. Gdy drużyny wracały do obozu z polowania ze zwierzyną, one obdzierały skórę z ogonów kangurów i usuwały ścięgna. Ścięgna używaliśmy do szycia skóropodobnych ubrań. Jako igieł używaliśmy kości kangura, które były spiłowywane do pożądanego kształtu. Nici, które używaliśmy do szycia były też używane jako żyłki do wędek i do innych rzeczy.

Nasi gurrahji lub wijanie (szamani) śpiewem przyzywali wieloryby na ich miejsca rozmnażania się. Trenowali delfiny do naganiania ryb na międzyplemienne ceremonie.

Wollumbin, Wielki Duch, uczył nas tych oraz wielu innych rzeczy. Łączyliśmy się w jeden naród i żyliśmy w harmonii z ziemią od czasu, gdy stworzył nas Wollumbin.

Wiemy, że nadchodzi czas zmiany. Margaret pragnie rozmawiać z Alcheringą.”

 

Margaret przyglądała się uważnie jak zamykałam oczy i wzywałam jego imię. Poczułam jego obecność, gdy we mnie wstąpił i zaczął mówić.

„Jestem tu, moja droga. Jestem bardzo zadowolony, że mnie wezwałaś. Dzisiaj przyszedłem z duchem australijskich Aborygenów, chociaż to miejsce nie zawsze było znane jako Australia. Ludzie, którzy szukali energii na tej ziemi, byli tu przez setki tysięcy lat. Jest wiele rzeczy, których dzisiaj nawet oni nie wiedzą. Przekazywaliśmy informacje tym, którzy pracowali z nami. Oni zaczynają lepiej rozumieć swoją rasę, swoje początki i miejsce, do którego należą. Czy jest jakieś pytanie?”

Odezwała się Margaret: „Czy mógłbyś powiedzieć nam o zmianach Ziemi, które nadchodzą?”

„Wiele mówiło się o zmianach Ziemi. W rzeczy samej, im więcej jest tych, co wiedzą, tym więcej może pomagać w zaistnieniu przejścia. Celem jest absorpcja przez ludzi nowej energii z uniwersalnego źródła. Taka jest natura przejścia. Ci, którzy pomagają, odbędą ‘spokojniejszą jazdę,’ jeśli mogę się tak wyrazić.

Rdzenne rasy z wielu krajów, które istnieją na tej Ziemi, pracują z tą energią w celu wsparcia przejścia. Możecie czerpać z ich wiedzy, by także wesprzeć ten proces.

Wy wszyscy wewnątrz siebie macie energię rdzennych ras. U niektórych jest ona nieco głębiej niż u innych.

Będą trzęsienia ziemi i inne gwałtowne zmiany w naturze. Już było ich wiele, ale będą dalsze. Większość ludzi będzie ochroniona. Powinniście zwrócić na ten fakt uwagę. Stanie się tak przez to, że ci, którzy znajdą się na obszarach, które doznają zmian, wyjadą na ten czas gdzie indziej. Nie chcę przez to sugerować, by każdy poderwał się i wyjechał, lecz raczej, by słuchał wewnętrznego pokierowania. Ważne jest, by nie przeżywać strachu, gdyż to dostarcza negatywnej energii do przejścia i wcale nie jest pomocne.”

Przecisnęłam się przez obecność Alcheringi, by powiedzieć: „A jeśli mocno czuję, że powinnam pozostać tam, gdzie jestem, co powinnam zrobić, gdy słyszę o możliwych zmianach w tym właśnie obszarze?”

„Potwierdzam to, co było ci powiedziane, moja droga. Postępuj tak jak powiedziała ci Egarina – nie wybiegaj dlatego, że usłyszysz inne rzeczy. Pozostań tam, gdzie w sercu czujesz się dobrze. Ci, którzy są zachęcani do pozostania w pewnych punktach dokonują aktu podobnego do niesienia snopa światła. W rzeczywistości pomaga to w przejściu bez zbędnej traumy. Jeśli w jakimś miejscu następuje skurcz w pewnej części Ziemi, pomoże to w łatwiejszym przepływie. Jeśli są blokady, mogą zostać uwolnione tak samo jak w ludzkim ciele. Taką pracę mogą wykonywać liczni posiadający wiedzę w celu pomożenia matce Ziemi.

Ważne jest, aby ludzie nie wtrącali się do ciała matki Ziemi. Bo takie wtrącanie może spowodować blokady, które nie pozwolą na oddychanie energią z właściwą swobodą. Zachęcałbym was, abyście zanadto nie martwili się o wynik końcowy. Wy wszyscy tutaj wiecie, że służycie, jesteście pracownikami, którzy ofiarowali siebie.”

Margaret przytakiwała głową w wyrazie pełnego zrozumienia. Alcheringa mówił dalej.

„Ja również zobowiązałem się pracować i pomagać w przejściu matki Ziemi i przejściu rdzennych ras. Jeśli możecie poświęcić czas na przemyślenie tego i pomożecie mi w mojej pracy, będę wielce wdzięczny. Wystarczy, że skierujecie swoje modlitwy ku Uluru, a energia zostanie z wdzięcznością przyjęta w duchu miłości i współczucia.

Dziękuję wam, moi przyjaciele, dziękuję i odchodzę.”

„Alcheringa, zaczekaj” – zawołałam – „chcę zapytać cię o kamień. Muszę wiedzieć, co zrobić, gdy go oddam.” Ale jego już nie było.

 

 


Margaret przysunęła się do mnie i popatrzyła mi w oczy przez niemal wieczność. Podniosła mały patyk, a drugą ręką wygładziła ziemię przed sobą. Za pomocą patyka narysowała Uluru z tylko niewielką częścią wystającą nad powierzchnię.

 

„Słuchaj uważnie, co ci powiem” – powiedziała rysując węża. „Pierworodnym Baiame jest tęczowy wąż, który biega pod Uluru. Główna część Uluru jest pod ziemią. Z tych pierwszych narodzin przyszło wiele.

Baiame wypowiada słowo Bóg – ani więcej, ani mniej. Baiame sięgnął w siebie i wziął z siebie. Tchnął miłość na tę ziemię, abyśmy mogli powstać z matki Ziemi. Baiame dał nam tchnienie życia, a matka dała fizyczność i wychowała ją. Po stworzeniu Ziemi i ludzi Baiame wrócił do rzek Śnienia.

Baiame miał osiem sióstr, które opiekowały się świątynią u podstawy Uluru, albo Ayers Rock, jak nazywa go biały człowiek. Siostry dedykowały swoje życia na dbanie o jego świątynię. Wejście do niej wiodło poprzez jaskinię, która obecnie nazywa się Jaskinią Siedmiu Sióstr i ciągle znajduje się u podstawy Uluru, ale nad powierzchnią gruntu. W obrębie wiru w świątyni były dwa krystaliczne kamienie, które pozwalały Baiame przemieszczać się swobodnie z rzek Śnienia na fizyczną stronę ziemską.

Słońce uważało się za sprytnego młodzieńca i było bardzo zazdrosne o Baiame. Pomyślało, że jeśli nie będzie Baiame, mogłoby rządzić światem. Każdy musiałby się mu kłaniać, gdyż i ono było cudownym młodzieńcem.

Wymyśliło więc sposób, aby powstrzymać Baiame przed przychodzeniem do fizycznego świata. Pójdzie do świątyni, zabierze i zniszczy kryształy i zabije osiem sióstr, które się nimi opiekowały. Zapobiegnie to na dobre powrotowi Baiame. Myślało, że do świątyni jest tylko jedno wejście, więc siostry nie będą mogły uciec.

Któregoś dnia przyszło przez jaskinię do świątyni, by zabrać kryształy i zabić siostry. One zostały oślepione jego ogniem, a on zaczął zabijać je jedna po drugiej.

Nie zdawało sobie jednak sprawy z tego, że jest inne wyjście, o którym wiedziały tylko siostry. Gdy siedem sióstr umierało jedna po drugiej, ósma zabrała krystaliczne kamienie i pobiegła do drugiego wyjścia. Podczas ucieczki zgubiła jeden z kryształów, przez który przybył Baiame i wypędził słońce. Ósma siostra biegła, aż nie opadła na ziemię, mówiąc ‘Baiame, nie mogę dalej biec’ i tu została.

Baiame zamknął ją w kamieniu podobnym do kryształu pod kryształową górą, którą jest Wollumbin albo Mount Warning, jak nazywają ją biali.

Ósma biała siostra ciągle trzyma krystaliczny kamień i śpi z nim do czasu, aż przyjdzie pora, by powróciła i uwolniła uniwersalną wiedzę ludzkości.

Gdy to nastąpi, krystaliczny kamień zostanie rozbity i zacznie się nowy wiek. Gdy ten czas nadejdzie, góra rozstąpi się, gdyż Wollumbin jest wulkanem w stanie uśpienia. Jest to miejsce wielkiej mocy, z którego można czerpać duchową siłę i odwagę.”

 

Margaret pociągnęła mnie za rękę i powiedziała: „Kiedy będziesz jechała do Byron Bay, powinnaś odbyć pielgrzymkę do Wollumbina o wschodzie słońca. Jeśli podczas wschodu jest mglisto, wokół ciebie powstanie wąż o barwach tęczy. Będzie to znak, oznaczający, że masz rolę do ogrania wobec ludzkości.”

 

Gdy to mówiła, wyraźnie widziałam tę scenę. Wollumbin jest miejscem w Australii, które jako pierwsze każdego rana wita słońce. Przytaknęłam, ale nie rozumiałam znaczenia tego, co mi powiedziała. Trzy dni później pojechałam, by oddać kamień Helen Boyd.


 

 

Widok przez kaldery na święte Wollumbin (Mt Warning)

 

 

Wollumbin mieniło się anielskimi kolorami tęczy, rozciągającymi się ku latarni morskiej w Byron Bay, gdzie miała się odbyć mała uroczystość. Akt zwrócenia kamienia odbywał się w Dzień Matki, który jest symbolem narodzin. Byłam ubrana na biało.

 

Przyjechałam wcześnie, myślę, że po to, by spędzić trochę czasu z kamieniem. Gdy patrzyłam przez zatokę na Wollumbin, w uszach brzmiały mi słowa Margaret. Czułam się, jakbym duchem była na tej górze. Rozmyślałam o wszystkim, co się wydarzyło, od kiedy kamień Alcheringa trafił pod moją opiekę. Był w tym cel. Ale wiedziałam też, że skończyła się moja podróż z kamieniem – nastał czas zwrócenia go. Byłam świadoma, że to zdarzenie było bardzo szczególne i że przekazanie kamienia było w jakiś sposób czymś więcej niż to, co się działo tego dnia. Dawno temu coś zostało puszczone w ruch.

 

Stojąc przy latarni morskiej, przyglądałam się twarzy Helen, gdy dojeżdżała. Wyglądała na dość wątłą i chorą. Jej lekarze dawali jej tylko niewiele czasu życia i chyba zdawała sobie sprawę, że on szybko się wyczerpuje. Ona zawsze wiedziała, że kamień Alcheringa należał do Aborygenów i była zdecydowana zwrócić go do prawowitego miejsca. Helen zasugerowała, żebym usiadła z kamieniem, zanim oddam go jej, by zobaczyć, czy nie ma on jakiejś dla mnie wiadomości.

 

Z drugiej strony latarni morskiej znajdował się niewielki park, zaraz obok klifu z widokiem na wodę. Usiadłam na ławce przy brzegu, umieściłam kamień na udach i spojrzałam na odległy Wollumbin.


Serce biło mi jak szalone. Mogłam myśleć jedynie o stracie łączności z drugą stroną. No, ale niech to już będzie za mną.

 

„Alcheringa?”

„Bardzo mi przyjemnie być tutaj, moje dziecko. Dziękuję za zaproszenie.”

„Ach, zaraz oddam ten kamień Helen. Nie będę go już miała pod ręką. Jak będę się teraz kontaktować z tobą? Co pocznę?”

Alcheringa zachichotał: „Czy miałaś ten kamień za pierwszym razem, gdy pojechałaś do Kariong?”

Wszystko zatrzymało się – ptaki, szum fal, moje serce – wszystko. Pomyślałam o tamtym dniu. Nie, nie miałam tego kamienia ze sobą. Serce znów zaczęło bić, a ja uśmiechnęłam się: „Jejku, chyba nie miałam.”

„Moje dziecko, ty masz już tę informację wewnątrz siebie. Jesteś jak ta skała, ten uformowany kawałek gliny przesycony informacją. Ty też będziesz w stanie uwalniać tę informację. A ja w dalszym ciągu będę w stanie przychodzić przez ciebie, tak jak było zawsze.

Wszystko jest energią, moje dziecko. Energia tego kamienia nosi starożytną pamięć. Ten kamień wrócił do ciebie z odległych czasów, a ty go rozpoznałaś. Kamień pomógł ci uświadomić sobie swoją przeszłość i w pracy z nami, co uczyniłaś bardzo chętnie. Teraz przechodzi on do jego nadzorców, Aborygenów, niosąc coś więcej niż dawne wspomnienia. Wraca, niosąc miłość i współczucie, które przyszły przez ciebie i wszystkich tych, którzy siadywali z nim. Energia twoich wspomnień i wspomnień innych jest teraz znów wpojona w ten kamień – odświeżona i niosąca nowe nadzieje na związanie ras świata. Już nie potrzebujesz tego kamienia – wyślij go w jego własną drogę.”

Zniknął uśmiech z mojej twarzy: „Alcheringa, zaczęłam pisać nową książkę i, szczerze mówiąc, czuję się trochę zagubiona, gdyż chciałabym pisać więcej, albo otrzymywać informacje, albo coś innego. Obawiam się, że nie zdołam posuwać się do przodu tak jak wcześniej. Czy pomożesz mi, czy doradzisz mi?”

„Oczywiście, że będę ci pomagał tak jak to robiłem cały czas. Czy to ci wystarczy, moje dziecko?”

„Tak, dziękuję bardzo. Czy jest coś, co powinnam wiedzieć o tej książce? Być może coś, co powinno być przedstawione nieco jaśniej?”

„Nie.”

„Czy jest coś, co chciałbyś mi przekazać?”

„Tak naprawdę nie ma niczego takiego – prócz tego, że lubię mówić przez ciebie. Pamiętaj, że wciąż ćwiczę, gdy przemawiam przez ciebie. Nie trap się, nie martw się, będę ci pomagał. Wystarczy, że wezwiesz mnie, a ja przyjdę.”

„Dziękuję, Alcheringa.”

„Do widzenia, moje dziecko.”

Odszedł. Wstałam i poszłam z powrotem do latarni, gdzie czekała Helen. Nawet po tym zapewnieniu, jakie otrzymałam od Alcheringi, muszę wyznać, że dalej czułam się podenerwowana i trochę smutna.

 

Powiedziałam Helen, że kocham ten kamień i że zawsze będę się czuła jego częścią. Poprosiłam ją, aby, gdy już spotka dozorcę kamienia, dała mu zielony kamień crysophase, który przyniosłam ze sobą i żeby powiedziała mu, że jest od serca, które opiekowało się kamieniem.

 

Helen nie była spokojna, gdy sięgała po kamień Alcheringa. Jej zachowanie zdradzało pośpiech, tak jak gdyby chciała zwrócić kamień póki starczało czasu. Szybko wyciągnęła ręce. Spojrzałam na nie i wydały mi się aborygeńskie. Jej skóra miała kolor miodu jak u wielu Aborygenów. Oczy miała brązowe – też jak u Aborygenów, to oczy, które przez wieki zachowały pamięć ich początków.

 

Gdy podałam jej kamień, smutek opuścił mnie. Wiedziałam, że nigdy nie będzie naszego rozdzielenia. Czułam, wiedziałam, że kamień reprezentował energię we mnie i w innych, którzy będą pracowali dla zjednoczenia gwiezdnych ludzi i wszystkich tych, którzy mają w sobie energię gwiezdnych ludzi. Było to jedno z przesłań kamienia.

 

Kamień opuścił mnie i pozostało uczucie spełnienia i spokoju. Jednocześnie było też poczucie początku. Dokonało się – kamień Alcheringa ruszył w swoją drogę.

 

Helen chciała zwrócić kamień jego prawowitym właścicielom, więc zawiozła go do centralnej Australii. Nie chciała dawać go po prostu komuś – chciała, żeby była to właściwa osoba, ale nie wiedziała, kim ta osoba jest. Nie udało się jej znalezienie dozorcy kamienia i wróciła z nim.

 

Chociaż Helen była zdecydowana odbyć jeszcze raz tę podróż do centralnej Australii  i ponownie spróbować, ale nigdy tego zamiaru nie zrealizowała. Sprawę zabrano z jej rąk, gdy jej przyjaciele, będąc przekonani, że chorowała właśnie z powodu tego kamienia, zawieźli go do regionalnej rady Aborygenów i tam go im przekazali. Kilka dni później Helen zmarła. Członkowie rady sami obawiali się kamienia, dlatego szybko zawinęli go i wysłali pocztą do innej regionalnej rady w Alice Springs. Wiedzieli, że stamtąd dotrze do swojego prawowitego miejsca.

 

Zakończyłam tournée związane z książką i poleciałam na wyspę Lord Howe, 600 mil (ok. 970 km) od wybrzeży Nowej Południowej Walii, by dołączyć do męża i spędzić z nim krótkie wczasy.

 

Ta grupa wysp jest pozostałością dawno wygasłego wulkanu, który wystaje z morza. Jest pokryta lasami deszczowymi i jest pełna roślin, które nigdzie indziej na świecie nie występują. Wyczuwałam starożytność tego miejsca, tutejsze środowisko jakby zatrzymało się w czasie. Pasowało do mojego obecnego melancholijnego nastroju. Była zima, więc było zimno. Przez kilka pierwszych nocy miałam problemy ze spaniem, podobnie jak John.

 

Potem, bez jasnego powodu, Johna opanowała obsesja wejścia na górę Mount Gower, najwyższy szczyt na wyspie. Nasi gospodarze domku letniskowego spojrzeli na nas (oboje jesteśmy po sześćdziesiątce) i zaproponowali, abyśmy dla sprawdzenia najpierw spróbowali spaceru na Mount Lidgbird, mniejszy z dwóch szczytów, może aż do groty nazywanej domem kozła.

 

 

 

 

Wyspa Lord Howe – Mt Lidgbird jest tym bliższym z dwóch wysokich szczytów

 

 

 

Chodzenie po górach nie jest czymś, co mnie szczególnie interesuje, ale wydawało się, że będzie to z jakiegoś powodu ważny dzień i że otrzymam zrozumienie. Skusiłam się więc na ten pomysł.

 

Następnego dnia rano wyruszyliśmy na rowerach do końca polnej drogi, która prowadziła do góry.  Stamtąd poszliśmy przez niewielki las deszczowy do podnóża Mount Lidgbird. Okazało się, że wspinanie nie było prostym spacerem. Bardziej przypominało wspinaczkę górską.

 

Chyba po kilku godzinach w końcu wyszliśmy poza linię drzew i zobaczyliśmy piękny widok z jednej strony wyspy. Tuż przed nami wyłaniała się pionowa ściana klifu.  Były przy nim kółka zamocowane w skale z liną przeciągniętą przez nie nad wąskim skalnym progiem. John zachęcał mnie do pójścia dalej. Ja jednak trzęsłam się – nie ze strachu, lecz z wycieńczenia wcześniejszą wędrówką. No dobrze – było też trochę strachu.

 

Wspinaliśmy się wzdłuż tego klifu po wąskiej półce, trzymając się liny. Czułam się zdezorientowana i miałam niewielkie zawroty głowy. W końcu musiałam się poddać. Zatrzymałam się w miejscu, gdzie byłam i poprosiłam Johna, aby na ostatnią część poszedł beze mnie. Gdy zniknął za urwiskiem, obróciłam się i usiadłam na wąskiej półce oparta plecami o skałę. Uchwyciłam się kępek jakiejś trawy i trzymałam się, by nie spaść i nie postradać życia.

 

Gdy tak siedziałam na tej maleńkiej półce, czułam jak obejmuje mnie starożytna energia tego miejsca. Zdawało się, że byłam w kapsule czasu, jakby ta energia pochodziła z bardzo dawna.

 

Zrozumiałam, że moja dusza, albo duch, nie przebywał w tym ciele od samego fizycznego urodzenia. Było to dość dziwne uczucie. Przeżyłam doświadczenie bliskiej śmierci i wtedy dwie dusze uzgodniły, że zamienią się miejscami.

 

Pozwolono mi przejąć to ciało nie bez powodu. Wyglądało na to, że weszłam w fizyczne ciało, aby wykonać specjalne zadanie.

 

Istotą tego uświadomienia była wiedza, a nie coś konkretnego lub logicznego. Pamiętam, że było mi trudno wejść w to ciało. Ciężko było radzić sobie z jego energiami.

 

Nie mogłam do końca ‘przyziemić się.’ Wyglądało na to, że jest po temu powód lub cel, ale nie mogłam sobie wszystkiego przypomnieć.

 

W pole widzenia wleciał orzeł. Zdawał się unosić przede mną w prądzie wstępującym. Wołał coś do mnie swoim chrapliwym głosem.

 

Ogarnęło mnie wspaniałe uniesienie i nagle poczułam się całkiem inaczej. Było to tak jakbym zawsze przebywała gdzieś daleko, a teraz wracałam z nową energią, ‘przyziemiając się’ do fizycznego ciała. Teraz naprawdę byłam sobą, a nie kimś innym.

 

Osiadła na mnie ciepła aura i poczułam obecność Egariny. Zawołałam ją po imieniu. Mówiła nie przeze mnie, lecz we mnie:

„Ona nie jest już Egariną. Egarina przyłączyła się do Archaniołów. Już nie jest aspektem. Jest to skomplikowane, ale spróbuję wyjaśnić. Nie mogę przyjść tutaj w pełni, gdyż działam teraz na całkiem innej częstotliwości. Jest ona jak tryb na kole – jest to miejsce, gdzie trzeci wymiar nie pasuje.”

„Kiedy to zrobiłaś?”

„Z twojego punktu widzenia, właśnie w tej chwili, gdy ty ‘przyziemiłaś się’ do fizycznego ciała. Ona teraz zrzuca informację po śliskim nachyleniu.”

„Po czym?”

Poczułam, że się śmieje. „Po śliskiej pochyłości – ona pozwala, by jej energia, jej przesłania spływały do Valerie, a potem Valerie powtarza te słowa w książce. Czy to nie cudowne?”

„Tak, myślę, że tak.”

„Ona potrafi przejawić się w sposób elektryczny, gdyż twoja energia w istocie wzmacnia jej energie i umożliwia krótkie zamanifestowanie się aspektu, którym była. Właśnie dlatego my dwie możemy sprowadzić ją. Ale jest to tylko częstotliwość, którą była jako Egarina. Już z tego miejsca nie będzie przychodzić. Czy rozumiesz?”

„Całkiem się pogubiłam.”

Egarina znów się roześmiała, po czym westchnęła. „Przyszłam, żeby ci coś powiedzieć.

Minęło niemal milion lat w ewolucji małych ziemian od czasu, gdy po raz pierwszy przyszłam na tę planetę. Przez wieki trwało wpływanie mające na celu pomoc w ich ewolucji.

Gdy opuściłam swoje ciało gwiezdnej osoby, natychmiast wróciłam i wstąpiłam w jedno z tych nowych stworzeń. Mogłam przyjąć rolę matki i kontynuować pracę światła i miłości, gdyż nowe stworzenia były przepojone krystaliczną energią.

W plemieniu byłam kobietą-mędrcem. Uczyłam nowe stworzenia jak pracować z energią psychiczną, co poprawiało ich wiedzę i mądrość, oraz jak korzystać z telepatii do celów porozumiewania się.

Nowi ludzie nie potrafili przyswoić sobie technicznej wiedzy. Łatwiej było im zrozumieć pojęcia takie jak ludzie-jaszczury, ludzie-węże i inne, które wiązały się z gadami. Zwierzęta futerkowe były kojarzone z rasą, z której się wywodzili. W takim kontekście opowiadano im różne historie, trochę tak, jak opowiadałabyś dzieciom historie o zwierzętach.

W takich warunkach powstał mit o białych siostrach. Tę tradycję dano Aborygenom, aby pomóc im zapamiętać ich pochodzenie. Pierwotna historia opowiadała, że siostry przybyły z Plejad, a kiedy ludzie stamtąd wymarli, one wróciły na Plejady. W tych wczesnych dniach nie przekazywano im wszystkich szczegółów dotyczących galaktycznych rodzin lub ras. Powiedziano im tylko, że te siedem gwiazd reprezentowało grupę z Plejad.

Mali aborygeńscy ludzie patrzyli w niebo, wskazywali na system Plejad i widzieli siedem gwiazd. Rozumieli, co znaczy liczba siedem – nauczyliśmy ich tego. Oni sami nawet stwarzali własne małe historie. Podtrzymywali te historie poprzez ich opowiadaczy w różnych plemionach. Czasami przejawiałam się im, jako przypomnienie.

Powiedziano im także, że powróci jedna z sióstr z ósmej gwiazdy – ta gwiazda była poza zasięgiem ich wzroku. Ideą powrotu ósmej białej siostry było uaktualnienie ich wiedzy i rozumienia, przypomnienie im jeszcze raz o ich początkach na Plejadach, a jednocześnie głoszenie historii i wiedzy o pierwotnej misji na Ziemi. Obiecano, że stanie się to, gdy czas będzie właściwy i ten czas jest teraz.

Oczywiście, w szerszej perspektywie, ta historia miała być głoszona nie tylko Aborygenom, ale wszystkim tym, którzy mają otwarte uszy i są gotowi słuchać.”

„A co z aborygeńską historią Margaret, o ósmej siostrze, która śpi w Wollumbinie?” – spytałam.

„Mniej więcej w czasie, gdy ten mit został im opowiedziany, gwiezdni ludzie także uczyli Aborygenów o energii kryształów, których zawsze używali. Energia kryształu ochraniała gwiezdnych ludzi, więc chcieliśmy, aby także oni rozumieli, że są chronieni przez energię kryształu, która została w nich wpojona. Nie mieli wiedzy jak naukowcy, by zrozumieć strukturę krystalicznej energii, dlatego włączyliśmy kryształy do mitów i w ten sposób podłączyliśmy ich do niej.

Wollumbin był aktywnym wulkanem. Ludzie ci dowiedzieli się, że na Wollumbinie istniały kryształy i że pochodziły z wnętrza Ziemi.

Łatwo było im zrozumieć, że pod tą górą są też inne kryształy, dlatego powiedzieliśmy im, że siostra ta leży śpiąc wewnątrz kryształu pod górą. Był to tylko prosty do zrozumienia sposób powiedzenia im, że ona jest z nimi i że pojawi się, gdy przyjdzie właściwy czas, by pomóc im zrozumieć ich pochodzenie.

Aborygeńscy ludzie bardzo dobrze radzili sobie z zachowywaniem pierwotnych historii, ale czasami się zapędzali i ozdabiali je. Tę historię do pewnego stopnia rozszerzyli, dlatego też istnieje teraz pewna liczba różnych wersji. Ale wspólną myślą wszystkich jest to, że siostra z ósmej gwiazdy powróci, by przekazać wiedzę, gdy będzie właściwy czas. Aborygeni wiedzą o tym i czekają.”

„W jaki sposób ta wiedza zostanie przekazana?” – spytałam.

„Przez twoją książkę, moja droga, gdyż jestem ósmą białą siostrą. Moim przesłaniem jest nadzieja, miłość i wzajemne współczucie we wszystkich rasach. Ludzie świata wkrótce połączą się, wiedząc, że wszyscy są tym samym.

Już nie będzie powodu, by walczyć między sobą i zapanuje pokój. Moje przesłanie to przesłanie miłości ze Źródła, która przepełnia wszystkich.

Przyszłość idzie sama oddzielnie, ale obok was. Przyszłość może być bardzo rozmaita, zależnie jaką ścieżką kto idzie. Przyszłość to to jak myślicie i czujecie i jak wpajacie miłość w siebie samych i w siebie nawzajem. Jeśli wszyscy pójdą z miłością i współczuciem dla swoich braci i sióstr, nie bacząc na kolor skóry, stworzą rasę harmonii i dobrej woli.

Każdy wybierze dla siebie ścieżkę. Decyzja będzie podejmowana indywidualnie. Będą tacy, co idą jedną drogą i inni, którzy pójdą inną. Jednostka pójdzie ścieżką, która pasuje do jej częstotliwości. Zawsze jednak wybór należy do niej. Istnieje nadzieja, że wiedząc o powrocie ósmej białej siostry, ludzie poważnie przemyślą kierunek swoich kroków i rodzaj drogi, jaki wybiorą.”

„Ale jak można się dowiedzieć, czy jest się na właściwej ścieżce?”

Egarina roześmiała się: „Jest tak wiele rzeczy, które charakteryzują właściwą ścieżkę. Jest to wybór tego, z czym ktoś czuje się szczęśliwy. Mamy nadzieję, że nasza historia pomoże ludziom w dokonaniu wyboru, zrozumieniu i nabraniu wewnętrznej siły. To zależy od nich.

Istnieje wiele sposobów odkrycia wewnętrznej świadomości Boga. Twoja książka nie temu ma służyć. Ósma biała siostra wraca, aby przynieść wiedzę o istnieniu wielu galaktycznych ras, które mają łączność ze Źródłem i zanieść wiedzę tym rasom, które były ofiarami i które nie wiedzą o Źródle i nie rozumieją go. Egarina rzuca wyzwanie każdej z nich, aby znalazła boską świadomość wewnątrz siebie.

Zbliża się Złoty Wiek, podniesienie częstotliwości u wszystkich istot na tej Ziemi. Jest to sytuacja podobna do matki, która ma urodzić dziecko. To właśnie dzieje się z matką Ziemią, jej częstotliwość ulega podwyższeniu, wkrótce urodzi nowe dzieci z podniesioną świadomością.

Napisz te słowa w swojej książce, aby wszyscy, którzy widzą, zobaczyli. Jest to ich decyzja przyjąć to lub odrzucić. Jest to ich wolność przyznana im przez Stwórcę.

Kocham cię, moje dziecko.”

Orzeł nachylił na wietrze swoje skrzydła i odleciał. Stałam i czułam podmuchy wiatru na ciele. Chciało mi się polecieć. Widok na wyspę poniżej zdał się jaśniejszy, barwy intensywniejsze. Szum wiatru i zapach ziemi zdawały się świeże i nowe, jakbym po raz pierwszy w pełni ich doświadczała. Uniosłam ramiona ku niebu i podziękowałam za znalezienie się za życia w Raju.

 

Z moich oczu zaczęły płynąć łzy.

 

Mąż pojawił się zza występu, wyglądając jakby właśnie zdobył tę górę: „To było fantastyczne, Val, nie wiesz co straciłaś.”

 

Wsunęłam się mu w ramiona i szlochałam jak dziecko. Te łzy były łzami błogiej radości.