Spotkanie z dr Safayą
Wywiad Radio Sai z dr Safayą, dyrektorem Instytutu Wyższych Nauk Medycznych Ś
ri Sathya Sai z kampusami Prasanthi i Whitefield, przeprowadzony przez Prof. G. Venkataramana (GV), poprzedniego prorektora Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai.GV: Sai Ram, doktorze Safaya; witamy w Studiach Radio Sai. Znamy cię bardzo dobrze wszyscy, włącznie ze słuchaczami, dlatego może nie ma potrzeby specjalnie cię przedstawiać. Ale jest jedna rzecz, której większość ludzi nie zna – przynajmniej ja nie znam: co przyciągnęło cię do Swamiego?
Dr Safaya: Do Swamiego przywiodły mnie duchowe poszukiwania. Zawsze chciałem poznać odpowiedzi na dwa pytania. (1) Czy istnieje Bóg i Boskość? (2) Jeśli istnieje, jak Go znaleźć?
GV: Zawsze trapiły cię te pytania?
Dr Safaya: Chyba od dzieciństwa.
GV: Co robiłeś, by znaleźć odpowiedzi?
Dr Safaya: Próbowałem dotrzeć do bardzo wielu ludzi – ludzi religijnych i świętych, nie tylko Hindusów, lecz związanych ze wszystkimi religiami, ale jedynie Bhagawan Śri Sathya Sai Baba zrobił na mnie wrażenie.
GV: Jak się o Nim dowiedziałeś?
Dr Safaya: Przeczytałem książkę zatytułowaną Człowiek cudów.
GV: Książkę Murpheta?
Dr Safaya: Tak, Murpheta. Książka ta była napisana w języku hindi, a ja niewiele go znam. Musiałem więc czytać ją praktycznie jak chłopiec z podstawówki.
GV: Nie wiedziałeś, że książka pierwotnie była opublikowana po angielsku?
Dr Safaya: Wtedy, nie. Wreczył mi ją przyjaciel. Powiedział: “Daj to żonie. Przeczyta ci i po jakimś tygodniu czy dwóch zwrócisz mi ją.” Zacząłem czytać rano w porze śniadania. Zupełnie się zapomniałem: gdzie byłem, co czytałem. Kompletnie zapomniałem o wszystkim. Miałem pójść do szpitala – w tamtym czasie uczyłem. Ale zapomniałem pójść!
GV: Tak fascynująca była ta książka?
Dr Safaya: Była pasjonująca i nadzwyczaj interesująca. Mało tego, gdy czytałem ją, zakochałem się w Swamim.
GV: Przyszła twoja pora!
Dr Safaya: Tak, nadszedł mój czas. Coś się otwarło jak zamek za pomocą dopasowanego klucza. Nim skończyłem czytać książkę, wiedziałem że znalazłem tę Osobę, na którą czekałem.
GV: Chciałeś Go zobaczyć?
Dr Safaya: Tak, chciałem Go zobaczyć.
GV: Przyjechałeś więc tutaj.
Dr Safaya: Najpierw zacząłem uczestniczyć w miejscowych bhadźanach, a później przyjeżdżałem tutaj. W 1984 r. powiedziałem do Bhagawana: “Czy mógłbym popracować tutaj w Szpitalu Ogólnym przez kilka dni? Mam dość wolnego czasu pomiędzy Darśanami?” On rzekł: “Nie, nie; nie teraz. Przyjdzie na to czas, wtedy powiem ci, co masz robić.”
GV: W 1984 r.? Siedem lat przed otwarciem Szpitala Superspecjalistycznego w Puttaparthi?
Dr Safaya: Tak. I powiedział mi, że zwoła naradę lekarzy z całego świata, którzy podejmą decyzje, co należy dalej robić. 'Czekaj na ten czas' – dodał.
GV: Fantastyczne! Co pomyślałeś wtedy, gdy ci to powiedział?
Dr Safaya: Była to moja pierwsza audiencja. Muszę wyznać – byłem nieco zagubiony.
GV: Nic dziwnego!
Dr Safaya: Byłem przepełniony radością i Miłością oraz rozmaitymi uczuciami, których nie rozumiałem. Później skupiłem się na, na tym, co mi powiedział. Jaka miała to być ta moja rola i jakie ma wobec mnie zamiary? Kiedy ta narada lekarzy ma się odbyć? Nie miałem pojęcia, że ma powstać wielki szpital.
GV: Kto to wiedział? Nikt!
Dr Safaya: Pewnego dnia, kiedy byłem w moim szpitalu w Delhi, nieoczekiwanie wezwano mnie do telefonu. Wiadomość brzmiała: “Musisz natychmiast przyjechać do Whitefield.”
GV: Który to był rok?
Dr Safaya: Było to na początku 1990 roku. Powiedziano mi: “Bhagawan utworzył międzynarodowy komitet w celu zorganizowania budowy Szpitala Superspecjalistycznego w Prasanthi Nilayam a ty jesteś przewodniczącym komitetu.” Byłem kompletnie zaskoczony.
GV: Ty zapomniałeś, lecz On pamiętał!
Dr Safaya: Dokładnie! Wsiadłem do najbliższego samolotu i wylądowałem na lotnisku w Bangalore, gdzie już czekał na mnie pułk. Joga Rao. Stąd zawieziono mnie prosto do aśramu w Whitefield, gdyż Swami w tym czasie tam przebywał. W Whitefield spotkałem wielu lekarzy z Indii oraz z zagranicy. Sporą część nazwisk znałem, ale byli też inni, których wcześniej nie spotkałem.
GV: Zatem w 1991 r. ostatecznie przeniosłeś się tutaj. Jak odebrałeś przybycie z dużego szpitala w wielkim mieście do miejsca, które wtedy było jeszcze wioską, i pracę w diametralnie innym rodzaju szpitala?
Dr Safaya: Było to wielkie wyzwanie pod wielu względami. Po pierwsze, mieliśmy założyć szpital w wiejskim otoczeniu, 160 km od metropolii, w której wszystko było z łatwością dostępne, gdy tymczasem tutaj nie było niczego. Musieliśmy stworzyć zespół ludzi nakreślających listy rozmaitych potrzeb, nie zapominając o niczym, nawet o igle. Dostosowanie się do budowy szpitala służącego wsi zajęło nam więc trochę czasu. Nawet jeszcze obecnie po sąsiedzku ze szpitalem stoi chata kryta strzechą. Pamiętam jak my, którzy udzielaliśmy się w planowaniu i doradzaniu inżynierom, piliśmy herbatę w stołówce L&T (firmy budowlanej Larson and Toubro) razem z robotnikami. Stopniowo rzeczy zaczęły nabierać kształtów i moi ludzie, pracownicy i koledzy po fachu, powoli przyzwyczajali się do wiejskich uwarunkowań i otoczenia. Jedna rzecz wyraźnie była u wszystkich widoczna: ogrom oddania. I to nie tylko u ludzi związanych ze szpitalem, którzy wiedzieli wszystko o tym, po co szpital budowano i czemu ma on służyć. Do tej samej stołówki chodził nawet robotnik na budowie, który nosił łom, cement, cegły i tego rodzaju inne rzeczy. Kultura tego szpitala rozwijała się, jak sądzę, od chwili położenia kamienia węgielnego.
GV: Pewnie nie trzeba wspominać, że inspirację czerpałeś od Swamiego, gdyż w przeciwnym przypadku byłoby to wszystko wielce frustrujące.
Dr Safaya: Nie tylko ja, lecz wszyscy byli inspirowani z tego samego Źródła.
GV: Czy Swami odwiedzał was w tamtych dniach?
Dr Safaya: Tak, codziennie nas odwiedzał. Czasami przychodził dwa razy tego samego dnia.
GV: Jest On bardzo skrupulatny – na pewno wszędzie chodził.
Dr Safaya: Tak, chodził, instruował, zachęcał i inspirował. Następnego dnia rano musieliśmy wykazać się jakąś poprawą albo osiągnięciem.
GV: Niemniej, przeszedłeś to wszystko i od dziesięciu lat tu pracujesz. Jak to jawi się teraz, gdy spoglądasz wstecz?
Dr Safaya: Wygląda to na cud. Inauguracja szpitala miała nastąpić 22 [listopada]. Dwa dni przed tą datą poddałem się. Zrezygnowany padłem na łóżko o północy mówiąc do siebie: 'Nie mogę nic zrobić; szpital nie będzie gotowy na inaugurację w ustalonym dniu. Powinny zostać przeprowadzone operacje chirurgiczne, a warunki nie są sterylne. Faktycznie nie jesteśmy gotowi.” Powiedziałem mojej żonie, że zawiodłem swojego Mistrza i zacząłem płakać, czego nigdy nie robiłem, przynajmniej w obecności żony. Przejęła się i zaczęła mi dodawać otuchy mówiąc: “Swami jest Bogiem. Zrobi coś, nie martw się. Sankalpa [wola] Bhagawana musi się dokonać, i dokona się na pewno.” No i patrzcie! Tak się stało – wszystko zostało cudownie zakończone akurat przed inauguracją. Tak więc, 22 listopada 1991 r., na kiedy zaplanowano inaugurację, dokładnie o godz. 9-tej, precyzyjnie jak On przewidział, nóż chirurga dotknął skóry pacjenta. Dokładnie tak się wydarzyło.
GV: Ja też przeżyłem podobne doświadczenie, chociaż w mniejszej skali. 23 listopada bieżącego roku (2001) mieliśmy rozpocząć nadawanie programu radiowego, co zostało zapowiedziane z bardzo krótkim wyprzedzeniem. Byłem przekonany, że to się nie może dokonać. Ale mimo moich wątpliwości dokonało się, gdyż On tego chciał. Trudno mi było uwierzyć w to, co się stało. Po prostu cudowne jest zostać w taki sposób oczarowanym.
Dr Safaya: Sama obecność Swamiego ma swój wpływ.
GV: Tak, to prawda. Ma ona wielkie znaczenie.
Dr Safaya: Ale przewyższa ją aspekt nadprzyrodzony, który jest w pełni Boski.
GV: Tak, trudności w jakiś sposób w ostatniej minucie rozwiązują się i rzeczy nagle zaczynają się układać.
Dr Safaya: Wiecie, że zanim tutaj przyjechałem, Rząd Indii nie chciał mnie zwolnić. Istnieją jeszcze dokumenty o tym świadczące. Gdy ostatecznie otrzymałem pozwolenie, odpowiednie pismo Przewodniczącego Indyjskiego Instytutu Nauk Medycznych miało zapis, jakiego nikt inny wcześniej nie otrzymał, mianowicie: “niechętnie zgadzam się na prośbę Dr Safayi o zwolnienie na wcześniejszą emeryturę.” Słowo 'niechętnie' jest bardzo znaczące, gdyż Przewodniczący, który jest również Ministrem Zdrowia Unii, próbował wszystkiego, co potrafił, by mnie powstrzymać przed odejściem. Minister Zdrowia po prostu nie był przygotowany na moje zwolnienie. W końcu pojechałem do Bhagawana. Tuż przed tą podróżą Minister powiedział mi: “Żadnego zwolnienia nie będzie. Nie możesz wyjechać – musisz zostać w Delhi.” Donosząc Bhagawanowi o zaistniałej sytuacji powiedziałem: “Swami, wszystko zawiodło. Nic nie pomogły nawet apele Prezydenta Indii i Premiera Indii w mojej sprawie. Nic się nie udało. Moje osobiste wysiłki dobiegły kresu. Bhagawanie, jeśli chcesz mnie mieć tutaj, teraz interweniować musisz Ty na Boskim poziomie.”
GV: I co?
Dr Safaya: Bhagawan powiedział: “Nie martw się.” Uśmiechnął się i dodał: “Dostaniesz zwolnienie pierwszego lutego.” 31 stycznia o godz. 18-ej żegnałem osobę, która odchodziła właśnie tego dnia na emeryturę. A był to mój zastępca. On odchodził, a ja zostawałem. Tak sprawy wyglądały o godz. 6-ej po południu. Ale tego wieczora sytuacja nagle się zmieniła. Niespodziewanie wezwał mnie do siebie Minister Zdrowia i spytał: “Jest pan pewien, że chce odejść?” Odpowiedziałem: “Tak; to adeś [polecenie] mojego Guru. Cokolwiek pan powie o potrzebie mojego pozostania, będzie na swój sposób słuszne. Ale istnieje też parampara [związek] guru–śiszja [uczeń], jak pan wie. Jest On moim Guru, muszę więc wypełnić Jego adeś. Musi więc pan pozwolić mi odejść.” Minister opornie sięgnął po pióro i napisał słowa “niechętnie akceptuję prośbę dr Safayi.” Stało się to o godz. 7-ej wieczorem. Potem poprosiłem Ministra Zdrowia: “Proszę uprzejmie zadzwonić do mojego Instytutu i powiedzieć im, by nie zwalniali Zastępcy Dyrektora, oraz że przedłuża mu pan zatrudnienie o rok. Mogę odejść tylko pod takim warunkiem!”
GV: Ależ dramat!
Dr Safaya: O godzinie 8-ej dr Vermie przekazano wiadomość, że otrzymał przedłużenie umowy o pracę o rok. Przyjął ją z zadowoleniem.
GV: Mam nadzieję, że nie musiał odwoływać pożegnalnego przyjęcia!
Dr Safaya: Następnego dnia z rana poszedłem do Instytutu i przekazałem swoje obowiązki.
GV: Absolutnie niewiarygodne!
Dr Safaya: W całej tej historii chciałem wskazać na kwestię Boskiej Sankalpy [woli]. Całkowicie oddałem się u Jego stóp. Wielkie śiwariszi (rekomendacje) zawiodły. Interwencje na poziomie światowym nie pomogły. Tylko On mógł coś zrobić. I zrobił!
[Heart to Heart Nr 9/2004] – usuń to Elu lub wykorzystaj, jeśli będziesz publikować ten tekst w częściach.
GV: Jest to fantastyczna opowieść i cieszę się, że wyciągnęliśmy to od ciebie dla potomności. Przechodząc do spraw codziennych, proszę opowiedz nam o leczeniu w tutejszym Szpitalu Superspecjalistycznym. Jakimi specjalnościami dysponujecie?
Dr Safaya: W swojej Boskiej Deklaracji Bhagawan ogłosił, że Jego szpitale będą specjalizować się w leczeniu serca, mózgu i nerek. W Puttaparthi rozpoczął od leczenia serca; zaraz potem przyszło leczenie nerek, a później powstał Oddział Okulistyczny. Obecnie diagnozujemy i leczymy serce, nerki i oczy. Opiekę lekarską oferujemy w tych super-specjalnościach. Można to osiągnąć jedynie posiadając najnowocześniejszą aparaturę diagnostyczną i leczniczą. Chociaż szpital w Puttaparthi działa dopiero dziesięć lat, plasuje się wśród najlepszych szpitali kraju we wszystkich tych specjalnościach.
GV: Jest to tym bardziej zadziwiające zważywszy, że Puttaparthi ciągle pozostaje miejscem dość odległym od większych miast. Na początku rozmowy wspomniałeś, że sąsiadowała z wami chata kryta strzechą. Czy jest tak również obecnie?
Dr Safaya: Tak, także dzisiaj.
GV: Jakiego rodzaju pacjenci tutaj się zgłaszają i skąd się wywodzą?
Dr Safaya: Są to głównie ludzie klasy średniej i biedota. Większość z nich to wieśniacy.
GV: Jak się dowiadują o tym szpitalu?
Dr Safaya: Dzięki dwóm rzeczom. Jedna to oddziały służebne (sewa) Organizacji Sathya Sai, które rozsiane są po całym kraju. Ich członkowie wychodzą do ludzi i doradzają im, informując o szpitalu Swamiego. Większość tego kraju dziś wie, że istnieje taki szpital. Jednakże większość ludzi jest tak uboga, że chociaż wiedzą o szpitalu, nie mogą wybrać się w podróż.
GV: Chcesz powiedzieć, że nie mają pieniędzy na podróż?
Dr Safaya: Tak, nie mają pieniędzy. Ale ponieważ są biedni, nie mają też chęci na podróżowanie. Nie ma u nich tej determinacji, by leczyć chorego. Ale jeśli uda się im zdobyć trochę pieniędzy na dojazd, przyjeżdżają tutaj. Wcześnie rano przy głównym wejściu sam możesz zobaczyć i osądzić jacy ludzie przyjeżdżają do naszego szpitala. Możesz też wejść i zobaczyć to samo na oddziałach.
GV: Tak, widziałem. Czy pamiętasz jakiś szczególny przypadek naprawdę biednej osoby w rozpaczliwym położeniu, która była tutaj leczona?
Dr Safaya: Pamiętam nawet pierwszy przypadek.
GV: W jaki sposób trafiłeś na ten pierwszy przypadek? Czyż nie jest to zadziwiające, że nawet kiedy jeszcze nie było szpitala, pacjent już czekał!
Dr Safaya: Dwa dni przed formalną inauguracją szpitala otworzyliśmy OPD [oddział oftalmologiczny]. Otworzyliśmy też Laboratorium Naczyń i Sond (Catheterization Lab). Zatem, pacjentów zaczęliśmy badać zanim nastąpiła inauguracja.
GV: Ilu pacjentów wówczas przyszło?
Dr Safaya: Myślę, że przyszło jakieś dwa tuziny pacjentów. Mieliśmy możliwość poinformowania tylko mieszkańców Anantapur. Łatwiej było ogłosić wiadomość o szpitalu w Anantapur niż w jakimś innym miejscu w okolicy. Zdaje mi się, że ten pierwszy pacjent nazywał się Rajasekara Reddy.
GV: W jakim był wieku?
Dr Safaya: Wtedy miał około 15 lat. Jego ojciec prowadził podrzędny sklep. Ten chłopiec miał dziurę w sercu, która wymagała poważnej operacji. Rodzice wówczas mieli tylko jedno dziecko. Poddali się. Ci biedni rodzice byli przybici. Musieliśmy zachęcać go dając jedzenie i pieniądze, aby skłonić do pozostania przez wszystkie te dni. Tak byli biedni. Historia wszystkich pozostałych pacjentów jest prawie taka sama. Wszystkie cztery operacje przeprowadzone w dniu inauguracji przebiegły bez komplikacji. Żadnych powikłań czy śmiertelnych przypadków.
GV: Pamiętam, że 23-go, następnego dnia po otwarciu, w czasie Urodzinowego Dyskursu na Stadionie Hill View Swami powiedział, że wszystkie cztery operacje były sukcesem.
Dr Safaya: Pełnym sukcesem. Wieczorem w przeddzień inauguracji Bhagawan przyszedł, zmaterializował wibhuti i dał je pacjentom, a potem oni wszyscy cudownie dobrze znieśli operacje. Ponieważ pacjenci ci pochodzili z biednych rodzin, byli źle odżywieni. Sprawiało to, że mieli dość mierną zdolność regeneracji tkanek. Ale mimo wszystko, bardzo szybko wracali do zdrowia.
GV: Czyli, jak często mówi dr Bhatt, chirurg tylko tnie, a Bóg leczy.
Dr Safaya: Jest to absolutna prawda.
GV: Czy później widziałeś tego pierwszego pacjenta?
Dr Safaya: Tak, w dniu dziesiątej rocznicy, tj. 22 listopada 2001 r. Dowiedział się o obchodach tej rocznicy i przyjechał.
GV: Jak obecnie wygląda?
Dr Safaya: Był wysoki, dobrze zbudowany i jest teraz zdrowym młodym mężczyzną. Mieliśmy również szczęście, że w tym samym dniu do szpitala przybył Bhagawan. Przedstawiliśmy Swamiemu tych pacjentów.
GV: Co Swami powiedział?
Dr Safaya: Swami bardzo się ucieszył widząc tych naszych dawnych pacjentów. Zmaterializował wibhuti, dał je im wszystkim i pobłogosławił ich.
GV: Czy ci ludzie byli wcześniej wielbicielami?
Dr Safaya: Nie. Niewątpliwie znali Bhagawana, ale nie byli Jego wielbicielami. Zanim przyjechali do Prasanthi Nilayam, cały czas poświęcali na powiązanie końca z końcem – i to wszystko.
GV: Tak więc, gwoli prawdzie, drzwi szpitali Swamiego stoją otworem dla każdego?
Dr Safaya: Absolutnie – niezależnie od klasy społecznej, koloru skóry, wyznania, religii czy kraju.
GV: Czy mieliście jakichś pacjentów z odległych stron?
Dr Safaya: Tak. Mieliśmy pacjentów z Nepalu, Sikkimu.
GV: To z całkiem daleka!
Dr Safaya: Mamy komputerową bazę danych o pacjentach, którzy przyszli na badania i zostali umieszczeni w kolejce. W tym systemie komputerowym przyznajemy dodatkowe punkty dla tych ludzi, którzy przybyli z daleka, a w szczególności z innego kraju, takiego jak Nepal. Mieliśmy pacjentów z Bhutanu, Malezji, Śri Lanki. Na konsultacje przyjechali nawet pacjenci z Pakistanu [który ma niezbyt przyjazne stosunki z Indiami].
GV: To ciekawe. Czyli wieści o szpitalu Swamiego dotarły nawet do Pakistanu! Wspaniale! Chciałbym teraz spytać cię o coś innego. Jak wiesz, w szpitalu pracuje wielu naszych byłych studentów – także w szpitalu w Bangalore. Jako pracownik tego Instytutu [uczelni Swamiego], chciałbym wiedzieć, jak ich odbierasz – tych naszych dawnych studentów?
Dr Safaya: Jestem z nich, jako moich podwładnych, bardzo dumny. Jest to grupa ludzi o silnej motywacji.
GV: Ja też jestem z nich dumny.
Dr Safaya: Zakładając szpital w Puttaparthi, Bhagawan nie tylko pomógł ludziom cierpiącym na choroby serca, lecz także stworzył dla ludzkości pewien unikalny prototyp, by widząc czerpała zeń wspaniałe doświadczenie. Jednym z nowatorskich eksperymentów Bhagawana jest wprowadzenie młodych ludzi o wzniosłych motywacjach do rozmaitych technicznych prac związanych z funkcjonowaniem szpitala. Ludzie ci nie przyszli z medycznym przygotowaniem. Wszyscy oni ukończyli Uniwersytet Swamiego, przeważnie w dziedzinie zarządzania. Na Uniwersytecie osiągnęli wyróżnienia na swoich kierunkach, ale tutaj w szpitalu zajęli się techniką medyczną, rozwinęli właściwe podejście i zrozumienie. W końcowym efekcie ci tak zwani studenci Swamiego potrafią obecnie kierować młodszymi pracownikami medycznymi, a nawet średnią kadrą.
GV: Czy powiedziałbyś, że ta motywacja ma źródło w głębokiej miłości do Swamiego?
Dr Safaya: Tak, oczywiście. Jest to połączenie miłości, szacunku i oddania. Praktycznie niewiele rzeczy interesuje ich w życiu poza Swamim. Dlatego nie rozpraszają się. Większość z nich zapomniała nawet ożenić się!
GV: Domyślam się, że są poślubieni swojej pracy! Przypuszczam, że swoją miłość do Swamiego wyrażają poprzez oddaną i wykonywaną z miłością służbę na rzecz pacjentów.
Dr Safaya: Nie okazują, jak to zwykle bywa, swojego oddania na zewnątrz. Z drugiej strony, można stwierdzić ich wielkie oddanie pracy, wielką dbałość o aparaturę, za którą odpowiadają, oraz usługiwanie pacjentom, kiedy tylko zachodzi potrzeba.
GV: Dałbyś im więc dodatkową ocenę za motywację i dedykację.
Dr Safaya: Oczywiście! Jest to ta grupa ludzi, która musi być stworzona w każdej dobrej instytucji naukowej i w każdym szpitalu – szczególnie w szpitalu, gdyż tutaj ma się do czynienia z życiem i śmiercią. Rok temu naszą pracownię Cath [prześwietleń] odwiedził zespół specjalistów Phillipsa. Mamy dwa aparaty tej firmy. Goście byli zdumieni oglądając naszą pracownię. Mówili: “Czy ta pracownia rzeczywiście ma już 10 lat? Nie wierzymy.” W swoim jedenastym roku pracownia ta ciągle jest jedną z najlepszych w kraju.
GV: To fantastyczne! Jak Swami kieruje wami i was wspiera? Najwyraźniej to robi. Czy możesz coś nam podpowiedzieć, jak On to robi?
Dr Safaya: Jego podejście jest...
GV: Bardzo subtelne, wiem!
Dr Safaya: Podsuwa wiele pomysłów, ale musisz być bardzo uważny, by je wychwycić. Sposób, w jaki z tobą rozmawia, Jego gesty, a nawet to, że się do ciebie nie odzywa – wszystko to należy do Boskiego języka! Są to lekcje w administrowaniu – czy podejmujesz właściwą decyzję, czy złą. Otrzymujesz rodzaj wskazówki, co powinieneś zrobić.
GV: Zatem, musisz być naprawdę dostrojony do Niego.
Dr Safaya: Racja. Bywają ostateczne lekcje. Gdy jesteś totalnie bezsilny, musisz się poddać. Gdy przedstawisz swój problem Bhagawanowi, On zaproponuje rozwiązanie. Zawsze, gdy przychodzisz do Niego z problemem, On mówi: 'Wiem.' Mam absolutny dowód na to, że On już zna problem. Po prostu czekał aż sam o nim powiem. No i ma też gotowe rozwiązanie.
GV: Pozwól mi opowiedzieć o własnym przeżyciu. Kiedy zostałem prorektorem, pewnego dnia Swami spytał mnie o coś. W swojej naiwności odpowiedziałem: “Swami, Ty wiesz wszystko.” Swami odparł: “Tak, wiem, ale chciałem wiedzieć, czy ty wiesz. Wiem nawet to, ale chcę, żebyś ty wiedział, czy wiesz, czy nie!” Odtąd zacząłem zważać na szczegóły.
Dr Safaya: Musisz przez to przejść. Musisz powiedzieć Mu o wszystkim, co zauważyłeś, o wszystkim, co w tym niewłaściwe i musisz od Niego otrzymać rozwiązanie.
GV: Tak, On kieruje, wspiera i także inspiruje.
Dr Safaya: Tak, nie spotkałem w swoim życiu nikogo, żadnego nauczyciela, który nauczył mnie tyle, co On. Przez 18 lat zarządzałem Szpitalem Indyjskiego Instytutem Nauk Medycznych, największym szpitalem tego kraju i największym w południowo-wschodniej Azji. Mamy tam 35 specjalności. Po przyjściu w to miejsce musiałem oduczyć się większości z tego, co nauczyłem się wcześniej!
GV: Dlaczego?
Dr Safaya: Z powodu zmiany atmosfery. Tutaj, w tej świątyni uzdrawiania, pacjentów leczy Bóg. Pacjenta stawia się na najwyższym piedestale. Tak więc, cokolwiek robisz, albo myślisz, albo planujesz, jest to dla dobra pacjentów. Teoretycznie taka jest prawda także w stosunku do wszystkich innych szpitali, jednak w praktyce jest inaczej – być może z powodu pieniędzy, ludzkiego ego albo czegoś innego w tym rodzaju. Ale w tym szpitalu nie ma czego innego. W grę nie wchodzą pieniądze, ani ego personelu. Nie ma więc dążności do wywyższania się.
GV: NPrzy końcu dnia pracy jesteś chyba bardzo szczęśliwy.
Dr Safaya: Wszyscy czujemy się szczęśliwi, włącznie z moimi kolegami i resztą załogi.
GV: Wspomniałeś o pieniądzach. Ludzie wciąż pytają: 'Skąd szpital bierze pieniądze w sytuacji, gdy nie pobiera się opłat od pacjentów?'
Dr Safaya: Swami jest ostatecznym źródłem pieniędzy. Istnieje Sri Sathya Sai Medical Trust, któremu ludzie ofiarują pieniądze. Część z takich datków idzie na stały fundusz. Procenty z tego funduszu utrzymują szpital. Zdarzają się też darczyńcy, którzy ofiarują wyposażenie albo pieniądze na sprzęt.
GV: Zasadniczo więc, szpital podtrzymywany jest przez miłość. To miłość przychodzi w postaci pieniędzy, pomocy lub aparatury. W istocie macie mnóstwo ludzi do pomocy.
Dr Safaya: Tak, jest to inny przykład dany przez Swamiego, mianowicie zaangażowanie społeczeństwa. Ludzie opowiadali o społecznym zaangażowaniu od czasu, gdy zostałem studentem medycyny. Przed przyjściem do tutejszego szpitala nigdy jednak nie widziałem tego w praktyce. W tej chwili w szpitalu Puttaparthi mamy setkę wolontariuszy, 50 mężczyzn i 50 kobiet. Przyjeżdżają na zmiany w różnych terminach z różnych stanów.
GV: Mówisz o sewa dal?
Dr Safaya: Tak. Pracują na rzecz pacjentów dniem i nocą., niezależnie od pozycji zajmowanej normalnie na co dzień.
GV: Wiem. Pewnego dnia spotkałem profesora z Indore. Pchał wózek inwalidzki z ubogim wieśniakiem, być może szewcem.
Dr Safaya: Ja spotkałem wielu takich. Gdybyś poszedł tam w tym momencie, zobaczyłbyś wysokich rangą wojskowych oficerów, zasłużonych profesorów, a nawet lekarzy pracujących w sewa dal.
GV: Lekarze przyjeżdżają na służbę w sewa dal?
Dr Safaya: Tak, lekarze w sewa dal nie siedzą na OPD [Odział Oftalmologiczny] badając pacjentów, lecz pchają wózki, zamiatają podłogę, czyszczą szyby itp.
GV: Ostatnie pytanie. Byłeś uprzejmy poświęcić tyle swojego czasu. Ale to pytanie powinno zostać zadane szczególnie dlatego, że wielu ludzi próbuje zbudować podobne szpitale gdzie indziej – chodzi zarówno o czynniki rządowe, jak i osoby prywatne. Czy sądzisz, że te dwa szpitale, w Puttaparthi i w Bangalore, można skopiować?
Dr Safaya: Szczerze mówiąc, skoro Swami to robi, tak. Zasadniczo intencją, jaka przyświecała Bhagawanowi przy tworzeniu tych dwóch szpitali, był przykład do pokazania wszystkim, tak rządom, jak innym organizacjom. Informacje o tych szpitalach, szczególnie tym w Puttaparthi, rozeszły się po całym świecie. Obecnie świat wie, że w Indiach, tzw. kraju mniej rozwiniętym, działa nowoczesny szpital świadczący usługi całkowicie wolne od opłat; i że działał z powodzeniem przez ostatnie dziesięć lat.
GV: Zatem głównym przesłaniem tego szpitala jest to, że miłość i oddanie czynią cuda. Nie trzeba się obawiać, że nie można sobie na coś takiego pozwolić.
Dr Safaya: Nie, zagadnienie pieniędzy jest drugorzędne; tego się teraz nauczyłem. Zrozumiałem, że jeśli ma się wolę, miłość i poświęcenie, ma się Boską pomoc.
GV: Boska pomoc przychodzi automatycznie, gdy jest się bezinteresownym. Inaczej więc mówiąc, bezinteresowna miłość i całkowite oddanie sprawiają, że szpitale Swamiego funkcjonują.
Dr Safaya: Jest to cud miłości zarówno w samym procesie, jak i w wynikach. Skutki leczenia pacjentów są też cudami miłości.
GV: Przypuszczam, że pacjenci także uczą się, czym jest miłość.
Dr Safaya: Każdy pacjent wchodzi z obrazkiem Swamiego i czasami muszę być wobec nich trochę niegrzeczny, gdyż nalegają, by zdjęcia Swamiego przyklejać przy nich na ścianie.
GV: W przeciwnym przypadku miejsce to tonęłoby w powodzi obrazów! Niech wkleją je do swoich serc!!
Dr Safaya: Przynoszą ze sobą te zdjęcia. Nie są wielbicielami, ale teraz wiedzą, że komuś na nich zależy. Swami poświęca czas, by odwiedzać szpital i zawsze wstępuje do jednego lub dwóch oddziałów oraz krytycznie chorych pacjentów.
GV: Dziękuję ci bardzo, doktorze Safaya. Była to cudowna rozmowa i jestem pewien, że nasi odbiorcy z radością i przyjemnością wysłuchają cię na antenie. Opowiedziałeś nam wiele rzeczy o szpitalu, o których nie wiedzieliśmy. Mieszkam tu od dziesięciu lat i wielokrotnie przechodziłem obok szpitala. Kilkakrotnie byłem też w szpitalu, ale nie wiedziałem o wielu rzeczach, które wyjawiłeś.
Dr Safaya: Chcę powiedzieć, że jestem bardzo, bardzo szczęśliwy, że mogłem mówić o eksperymencie miłości, którego znaczenie nie jest jeszcze rozumiane przez medycznych analityków, mimo że historia szpitala w Puttaparthi została opublikowana przez WHO [Światowa Organizacja Zdrowia] w jej Biuletynie, który jest rozprowadzany po całym świecie w czterdziestu językach. Nadejdzie czas, że ludzie poważnie zbadają ten eksperyment i wyciągną zeń nauki.
GV: Miejmy nadzieję, że ten czas jest nieodległy i że obaj doczekamy przyjemności zobaczenia tego na własne oczy. Bardzo ci dziękuję i Sai Ram!
[Z Heart to Heart
Nr 9 i 10/2004 tłum. KMB]