Kim jestem?

David Jevons

 

Autor artykułu jest postacią o barwnym życiorysie. Będąc pilotem RAFu, a potem linii BOAC, dość długo pozostawał kawalerem, prowadząc raczej hulaszczy tryb życia. Z wyjątkowych wydarzeń jego młodości wyróżnia się układ z Bogiem, że jeśli On uratuje jego ojca ze szponów śmierci (co Bóg uczynił), to ośmioletni wówczas David ofiaruje Mu swoje życie. W 1968 r. pewne spirytystyczne medium powiedziało obecnym na widowni Davidowi i Ann Toye, że ich przeznaczeniem jest wziąć ślub. Mimo początkowych silnych oporów, w 1970 r. doszło do ślubu. Po kilku miesiącach Ann i David drogą channelingu sami zaczęli odbierać nauki z wyższej płaszczyzny świadomości (od Białego Braterstwa) i głosić je pod nazwą Ramala Teachings (Nauki Ramali). W 1975 r. przenieśli się do Glastonbury (Somerset, Anglia), gdzie założyli Centrum. W okresie od 1978 do 1991 r. opublikowali trzy książki z naukami duchowymi, które zyskały znaczną popularność..

Proces przekazywania nauk zakończył się w 1989 r. Nauczyciele z wyższych płaszczyzn uzasadnili to m.in. tym, że każda postać channelingu promuje dualizm czyli separację od Boga. Dzieje się tak dlatego, że źródło przekazów z innych płaszczyzn prawie zawsze określa się jako oddzielne od Boga, ponieważ jest ono sługą albo wysłannikiem Boga. Taki proces przekazywania nauk zachęca ludzi do zwracania się na zewnątrz, zamiast do własnego wnętrza, gdzie znajduje się źródło prawdy, mądrości i przewodnictwa. Dla Ann i Davida ważne przy podejmowaniu tej decyzji było to, że w 1987 r. odbyli swoją pierwszą podróż do Śri Sathya Sai Baby. Na związki Davida z Sai Babą znaczący wpływ miał odczyt liści palmowych mędrca Bhrigu z biblioteki w Bombaju, na których przed tysiącami lat mędrzec zanotował, iż David w poprzednim wcieleniu był wielbicielem Śirdi Baby i będzie z Prema Babą w następnym swoim wcieleniu. Sathya Sai Baba powiedział mu ponadto, że był z nim również, gdy on żył w postaci Pana Kriszny (tj. ok. 5000 lat temu).

W 1997 r. Ann i David przenieśli swoje Centrum do mniejszej posiadłości i wkrótce sami przeprowadzili się do Kanady, gdzie obecnie mieszkają odwiedzając regularnie Centrum w Anglii. Od wielu lat publikują ukazujący się dwa razy w roku Ramala Centre Newsletter (obecnie dostępny także w internecie z witryny www.ramalacentre.com) skąd pochodzi przedstawiany artykuł.

– Redakcja

Jest to osobiste wyznanie, które po prostu wyraża moją duchową drogę i może stosować się ciebie, albo nie. Nie ma w nim ukrytej krytyki, ani zamierzonej obrazy tych, którzy kroczą inną ścieżką.

Wielu z was z pewnością zna słowa z listu Św. Pawła do Koryntian: Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. [Biblia Tysiąclecia, 1 list do Koryntian 13:9–11]

Fragment ten mówi, że jest całkowicie naturalne i nie budzące zastrzeżeń, gdy dziecko myśli i postępuje jak dziecko. W tym, że dziecko jest dzieckiem, nie ma nic złego. W istocie trzeba być dzieckiem, zanim stanie się dorosłym człowiekiem. Jednakże, kiedy staje się dorosłym, trzeba zacząć zachowywać się jak dorosły i porzucić swoje dziecięce zachowania, niezależnie od tego, jak bardzo komuś się one podobają albo do nich przywykł. Można się upierać, że Św. Paweł ma na myśli zmiany fizyczne i zachowania społeczne, lecz ja czuję, że mówi on o przemianie duchowej i zachowaniu duchowym. Osobiście słowa Św. Pawła postrzegam jako komentarz do mojej ścieżki ku duchowemu przebudzeniu w tym życiu. Najpierw chodziłem do kościoła, potem stałem się agnostykiem, potem – medium, a następnie – wyznawcą guru. Obecnie jednak osiągnąłem stan, w którym potrafię spojrzeć wstecz i widzieć, że wszystkie tamte etapy były stopniami prowadzącymi do tej chwili, w której porzuciłem wszystko to, co Św. Paweł nazywa dziecięcym i stałem się dorosły. Teraz wierzę, że jestem rzeczywistą częścią Boga, że w istocie jestem przejawionym Bogiem, tak jak wszystko wokół mnie i że wszelka istność oddzielna od tego Boga jest iluzją. Przyszło doskonałe zrozumienie, a więc niedoskonałe musi odejść.

Przez lata tego życia, przemierzając swoją duchową drogę, dostąpiłem przywileju spotkania wielu mądrych mężczyzn i kobiet. Przypominam sobie jak w swoich latach trzydziestych spotkałem wspaniałą kobietę po osiemdziesiątce, teozofa, która wyciągnęła mnie z rytuałów i dogmatu chrześcijaństwa. W latach czterdziestych swojego życia stałem się medium i publikowałem książki z channelingami i naukami odbieranymi od Białego Braterstwa. Później, w drodze do Carmel Valley w Kalifornii, spotkałem kolejną mądrą duszę, angielskiego emerytowanego profesora. Byłem wówczas pełen entuzjazmu dla channelingów i przesłań, które otrzymałem, więc ofiarowałem mu jedną z moich książek. Bardzo uprzejmie uchylił się mówiąc “Nie. Dziękuję. Był czas, kiedy byłbym zainteresowany, ale teraz wyszedłem poza to wszystko. Niczego nie czytam. Skierowałem się do wnętrza.” Pamiętam, że wtedy byłam dość zszokowany jego postawą i pomyślałem sobie 'Jak można pójść poza channeling? Channeling niewątpliwie stanowi najwyższe źródło Prawdy, jakim dysponuje człowiek.' Ale w swoich latach pięćdziesiątych, po odkryciu ograniczeń channelingu, spotkałem Śri Sathya Sai Babę i zapoznałem się z pojęciem awatara, wracającego na Ziemię od dawna wyczekiwanego mesjasza, i twierdzeniami niektórych jego wielbicieli, że jest on Bogiem na Ziemi. Początkowo bardzo trudno było mi zaakceptować takie pojmowanie, gdyż kłóciło się z całym moim rozumieniem spraw duchowych – wszak tutaj dualność występowała w skrajnej postaci! Stopniowo jednak ustępowałem pociągającemu blaskowi tej koncepcji, szczególnie gdy przebywałem w aśramie Sai Baby w otoczeniu wieloletnich wielbicieli, którzy ciągle utrzymywali, że on jest Bogiem na Ziemi. Pojęcie człowieka cudów, mesjasza, który podobno wskrzeszał ludzi, zamieniał wodę w wino, było bardzo ponętne. Z perspektywy czasu dziwię się, że ani razu nie spytałem żadnego z tych wielbicieli w oparciu o jakie osobiste doświadczenia, w odróżnieniu od doświadczeń z drugiej ręki, takich jak przeczytanych w książkach, wypowiadali te twierdzenia. Jak ktoś, kto nigdy nie widział czy doświadczył Boga, może Go rozpoznać? Ponadto, Sai Baba sam prosił swoich wielbicieli, by nie oddawali czci jego postaci. Obecnie, w swoich latach sześćdziesiątych, doszedłem do etapu, na którym czuję potrzebę odrzucenia dualizmu w każdej formie, zaś pociąga mnie fundamentalna filozoficzna zasada adwajty czyli niedualizmu, która po prostu stwierdza “Nie Dwóch, lecz Jeden.” Skoro nie ma dwóch, to wszystko w istocie jest częścią tego Jednego Boga, tej Jednej Świadomości. Tak więc nie ma mnie; nie ma ciebie; jest tylko Bóg! Kim więc jestem? Jestem Bogiem!

Po prawie siedemdziesięciu latach życia stanąłem twarzą w twarz wobec pytania, na które aż dotąd unikałem odpowiedzi, pytania, na którego odpowiedź byłem zbyt leniwy, licząc że ktoś inny zrobi to za mnie, mianowicie “Kim jestem i kim jest to 'ja', które zadaje to pytanie?” Gdy patrzę wstecz na niektóre duchowe idee, którym przez lata hołdowałem, uśmiecham się w duchu i rozumiem, dlaczego odstawiłem je na bok. Stało się tak dlatego, że rozumowałem jak dziecko. Byłem mocno osadzony w dualności. Postrzegałem siebie jako kogoś oddzielnego od Boga i wszystkich Jego stworzeń. Gdy Sai Baba na jednej z moich wcześniejszych audiencji u niego powiedział mi “Pamiętaj, jesteś Bogiem, nie jesteś różny od Boga,” w rzeczywistości mu nie uwierzyłem. Wszystkie moje religijne i duchowe uwarunkowania mówiły mi, że jestem oddzielny od Boga, że straciłem łaskę i że celem mojego istnienia jest powrotna droga do Boga. Wierzyłem, że aby osiągnąć ten cel, muszę albo znieść tysiące fizycznych żyć na Ziemi, dokonując wielkich wyrzeczeń, albo muszę bezwarunkowo zawierzyć guru, który obdarzy mnie wyzwoleniem, gdy będę prowadził czyste życie i zrównoważę swoje karmiczne konto. Muszę przyznać, że było mi bardzo wygodnie z taką filozofią, gdyż było o wiele łatwiej ciągle wracać do jednego życia po drugim lub zawierzyć guru, który obiecuje wyzwolenie, niż odkrywać dla siebie istotę najwyższego Boga.

Po tym wszystkim, całkiem niedawno, czytając pewną książkę o niedualiźmie, natknąłem się na następujące stwierdzenie, które wstrząsnęło mną niczym grom: 'każdy guru siedzi tylko nad brzegiem rzeki, oferując kubek wody.' Znaczy to tyle, że to co proponuje guru, jest zaledwie próbką rzeki. Po to, by w pełni doświadczyć rzeki (rzeki Boskiej Świadomości), należy wskoczyć do niej i samemu jej doświadczyć. Guru nie może tego za ciebie zrobić. Tylko ty możesz. I nie przyjdzie to z czytania książek, z brania udziału w duchowych warsztatach, z pobierania nauk u żadnego guru, lecz z zanurzenia się w tym strumieniu Boskiej Świadomości. Dlaczego więc nie byłem gotów wspiąć się na nasyp i skoczyć do rzeki? Dlaczego zadowalałem się przyjęciem kubka wody bez dociekania, skąd ta woda pochodzi? Działo się tak dlatego, że kubek wody był łatwiej dostępny i, co ważniejsze, mniej zniechęcający niż zadanie odnalezienia źródła. Ponadto, zdawałem sobie sprawę z tego, że tak samo jak każda woda w kubku straciłaby całą swoją tożsamość, gdyby wlać ją z powrotem do rzeki, tak jak kropla deszczu spadająca z powrotem do oceanu, tak samo stałoby się i ze mną, gdybym porzucił swoją pozorną indywidualność i ponownie połączył się ze Źródłem Wszelkiego Życia. Odkryłem, że byłem przywiązany do mojej tożsamości, nie tylko w tym życiu, ale i w przeszłych życiach. Było dla mnie ważne dalsze utrzymywanie tej tożsamości, jako oddzielnej, niepowtarzalnej i rozpoznawalnej duszy. Dawało mi to jakiś komfort i poczucie bezpieczeństwa. Tak, miałem umrzeć, chętnie akceptowałem ten fakt, ale przynajmniej jakaś część mnie przetrwa po śmierci. Jednak czy ta część była rzeczywista, czy może moja dusza jest tylko inną fałszywą tożsamością, kolejną fałszywą maską? Czy istnieje coś ponad duszą? Gdy mówię 'jestem duszą', kim albo czym jest owo 'ja jestem', które to stwierdza?

Przez całe swoje życie byłem świadomy tego, co nazywam sednem 'ja jestem', które się we mnie przejawia. Początkowo uznawałem je za nadduszę w postaci duchowej istności kryjącej się za moją duszą, lecz stopniowo zacząłem rozumieć, że nie jest to źródło indywidualne, lecz uniwersalne. Jest to Boska Istność, absolutnie uniwersalna, absolutnie bezwarunkowa – wszechwidząca i wszechwiedząca. Gdziekolwiek mnie poprowadziła, było to zawsze dla mojego najwyższego dobra. Cokolwiek przepowiedziała, zawsze się działo. To niesamowite, ale kiedykolwiek chciałem, by się objawiła, rzadko to robiła, a gdy się pojawiała, zwykle zdarzało się to bez proszenia. Wkrótce zdałem sobie sprawę z tego, że szukała mnie; ja jej nie szukałem. Nie mógłbym sprawić, by się pojawiła. Gdy już się pojawiała w moim życiu, miałem absolutną pewność. Miałem odczucie totalnej jedności z całym stworzeniem. Nie było żadnej kwestii, czy akceptować jej mądrość i przewodnictwo, czy nie. Po prostu wypełniała moją istotę i stawałem się jednym z nią. Owo 'ja' z tego życia, czy nawet któregokolwiek z poprzednich żyć, nie znajdowało tu miejsca. Nie było 'mnie.' Było to bardzo dziwne uczucie, przede wszystkim dlatego, że nie przywykłem do niego, tym niemniej czułem się z nim zupełnie swojsko.

Być może to, że myślałem że istność ta jest na ogół niedostępna, nawet jeśli stanowiła wyżyny mojego duchowego życia, sprawiło że nie zanurzyłem się głęboko w jej naturze, lecz zamiast tego zwróciłem się do łatwiej dostępnego źródła inspiracji, wierząc że kubek wody jest stosownym substytutem rzeki. Nie zanurkowałem w głębie po perły wielkiej mądrości, lecz w to miejsce wybrałem pozostawanie przy powierzchni, zadowalając się pomniejszymi klejnotami, które lepiej znałem. Patrząc wstecz na swoje życie, nie żałuję podjęcia tej decyzji, ponieważ wówczas zwyczajnie nie doceniałem wartości togo, co traciłem. Dzisiaj jednak, czytając o doświadczeniach tych niewielu ludzi, którzy znaleźli tę perłę, którzy stali się jednym ze Źródłem Wszelkiego Życia, którzy doświadczyli i naprawdę żyją w niedualności, rozumiem że całe moje życie było tylko przygotowaniem na ten finalny akt poddania. Chociaż, mówiąc prawdę, nie ma w tym aktu poddania. To 'ja jestem' jest totalnością wszystkiego, cóż więc pozostaje do poddania i kto miałby się poddawać? Jest to bardziej sprawa widzenia rzeczywistości, zaś nierzeczywiste automatycznie odpada.

Tak więc dzisiaj zawsze staram się sytuować siebie w takiej postawie umysłu, w której postrzegam tylko niedualność. Oczywiście, ciągle żyję w dualności. Niedualność jest dla mnie wciąż jedynie pojęciem. W istocie nie czuję, że jestem Bogiem. Niemniej, gdy łapię się na postępowaniu wynikającym z dualności, gdy zauważam że postrzegam podziały i separację, gdy widzę że osądzam i porównuję, gdy czuję że zamiast 'ja jestem' swą brzydką twarz wychyla moje małe 'ja,' wtedy próbuję wytworzyć wewnątrz siebie atmosferę, otwarte pole energii, że się tak wyrażę, w którym może pojawić się istota 'ja jestem.' W tym celu stosuję trojakie podejście. Po pierwsze, staram się praktykować pełną akceptację wszystkiego, co pojawia się w aurze mojej istoty w każdej minucie stanu przebudzenia i snu w ciągu dnia. Energia Boga napędza wszystko. Ja jestem po prostu Bogiem spotykającym Boga, kim więc jestem, by kwestionować to, co Bóg zdecydował dla mnie lub kogokolwiek innego? Nie ma ani dobra ani zła, nie ma przyjemności ani bólu, nie ma straty ani zysku, gdyż wszystko jest Bogiem, zatem wszystko jest doskonałe. Uznaję, że to co widzę, po prostu odzwierciedla to, czym jestem w środku. Wydaje się, że dzień w dzień staję wobec wyborów, ale rzeczywistość jest taka, że tak naprawdę nie mam nic do wybrania. Można tu użyć analogii bohatera z filmu: na początku filmu bohater może zdawać się zadręczać wyborem, jakiego ma dokonać i który przypuszczalnie określi jego przyszłość, ale jeśli przeskoczymy na koniec filmu, zobaczymy że jego przyszłość jest ustalona i że w tej materii on nie ma w istocie nic do powiedzenia. Reżyser już zdecydował o jego przyszłości, a Bóg jest ostatecznym Reżyserem!

Po drugie, codzienne życie próbuję opierać na zasadzie bezwarunkowej miłości i, tym samym, staram się przestać osądzać i porównywać. Próbuję traktować wszystkich tak samo; próbuję postrzegać każdego jako stojącą przede mną obecność Boga. Staram się pomagać na tyle na ile mnie stać każdemu, kogo spotykam każdego dnia na swej drodze. W przypadku konfliktu lub krytyki mówię po prostu “Jestem Bogiem spotykającym Boga. Będę jedynie kanałem dla miłości Boga.” Stare powiedzenie, że miłość rządzi światem, jest na wskroś prawdziwe, jednak powinniśmy zdać sobie sprawę z tego, że nasze życie nie napędza fizyczna miłość, lecz miłość boska. Jeśli kochamy Boga i jeśli kochamy siebie, gdyż jesteśmy Bogiem, wówczas możemy tylko emanować miłością i gdziekolwiek pójdziemy, nasza miłość poruszy każdą spotkaną osobę. Jeśli ścisnąć pomarańczę, otrzyma się sok pomarańczowy, w tej materii nie ma innej możliwości; podobnie, jeśli człowiek przepełniony miłością zostanie 'wyciśnięty' w jakimś starciu czy w wyniku zewnętrznej presji, otrzyma się z takiej osoby tylko miłość – w tej materii nie ma innej możliwości. I odwrotnie, 'wyciskając' kogoś przepełnionego nienawiścią i goryczą, otrzymuje się z niej tylko nienawiść i gorycz.

Po trzecie, próbuję cieszyć się swoją sytuacją życiową, niezależnie co się ze mną lub wokół mnie dzieje. Błogość leży w samej naturze istot zrealizowanych, których nie dotykają niepokoje świata, gdyż żyją w jedności z Boską Obecnością, a Jej naturą jest właśnie błogość. Ekstaza duchowa, w odróżnieniu od fizycznej, jest tą błogością, której szukamy, gdyż jest ona ciągła i trwała. Jest naszym dziedzictwem. Sai Baba nieustannie wzywa swoich wielbicieli, by byli szczęśliwi i wciąż powtarza “Ja zawsze jestem szczęśliwy.” Owo 'ja jestem' zawsze jest szczęśliwe. Jeśli jesteśmy nieszczęśliwi, to tylko dlatego, że odseparowaliśmy się od Boga albo, raczej, ponieważ myślimy, że jesteśmy od Niego oddzielni. Nie jesteśmy gotowi przyjąć, że Bóg znajduje się we wszystkim, że wszystko napędza. Mówimy, że dramat życia powinien przebiegać zgodnie z naszymi życzeniami, nie Boga, a ponieważ tak nigdy nie będzie, jesteśmy skazani na bycie nieszczęśliwymi.

Tak więc, zapraszam was wszystkich do pójścia drogą odkrywania siebie, dociekania siebie, którą prawdopodobnie rozpoczniecie od ustalenia tego, kim nie jesteście. Zacznijcie od zauważenia faktu, że nie jesteście ciałem i podążcie stąd dalej. Myślę, że ostatecznie dojdziecie do prostego stwierdzenia 'Jestem Boską Świadomością,' które jest podstawową zasadą adwajty czyli niedualizmu. Jestem jeden, istniejąc bez drugiego. Pójdźcie za starożytnym Sokratesowym nakazem 'Człowieku, poznaj siebie.' Czyż nie jest zadziwiające to, że nasz nowoczesny system edukacyjny zachęca nas do 'poznawania' czy uczenia się o wszystkim, co nas otacza, lecz nie do zgłębiania tego, co tkwi wewnątrz nas? W istocie, w tym materialistycznym, ukierunkowanym na osiąganie doczesnych celów społeczeństwie, w którym żyjemy, próby poznawania siebie często są postrzegane jako słabość. Dzisiaj większość ludzi woli raczej oglądać telewizję, niż obserwować siebie. Wierzą, że świat zewnętrzny, taki jakim pokazuje go telewizja, jest rzeczywisty, a świat wewnętrzny jest nierzeczywisty. Zostaliśmy nauczeni poznawać poprzez patrzenie na zewnątrz, zamiast do środka, a przecież największe źródło mądrości i prawdy leży wewnątrz nas.

Gdy spotyka się istotę zrealizowaną, oczywiste staje się to, że oni postrzegają świat w sposób całkiem inny niż przeciętny człowiek z ulicy, w rzeczy samej niekiedy ich poglądy są o 180 stopni różne od konwencjonalnych. Na przykład, tutaj, na Zachodzie, jesteśmy bardzo szczęśliwi, gdy rodzi się dziecko, a bardzo się smucimy, gdy ktoś umiera. Śmiejemy się przy narodzinach, a płaczemy w obliczu śmierci. Istota zrealizowana powiedziała kiedyś 'Płakałem, gdy się rodziłem, a będę śmiał się, gdy umrę!' Z tego wynika, że 'ja', a nie ciało, martwiło się wyjściem ze stanu Jedności, w jakim się znajdowało zanim inkarnowało się w tym świecie dualności na Ziemi, zaś bardzo cieszyło powrotem do stanu Jedności po śmierci. Wiele istot zrealizowanych mówi o życiu w fizycznym ciele jako pobycie 'w więzieniu.' Wiedza o sobie, wiedza o 'ja jestem' czyni to 'więzienie' znośnym. Koniec ignorancji oznacza samorealizację; jest to zrozumienie, że 'ja' nie jest oddzielną tożsamością, oddzieloną od wszystkich innych 'ja' z naszego otoczenia i od Boga. Przed i za 'ja' znajduje się Boska Świadomość. Jesteśmy stworzeni i pobudzani przez tę Świadomość. Wyjrzyjcie poza zasłonę iluzji, poza imię i sławę stowarzyszone z ciałem w tym życiu, i pojmijcie, że jesteście faktyczną częścią Boga. Stale stwierdzajcie, że jesteście Bogiem. Zrozumcie, że nie jesteście swoim ciałem. Codziennie zadawajcie sobie pytanie 'Kim jestem?', a któregoś dnia doświadczycie rzeczywistości swojej istoty i będziecie wiedzieć, że wszystko jest jednym. Wtedy będziecie mogli wypowiedzieć starożytne wedyjskie słowa 'Jestem który jestem' prawdziwie znając ich sens.

[Z Ramala Centre Newsletter 1/2004 tłum KMB]