Wspomnienia sprzed lat

Wyjątki z wystąpienia Prof. Jayalakshmi Gopinath, dyrektorki kampusu Sri Sathya Sai Institute of Higher Learning w Anantapur, w Boskiej Obecności dnia 12 marca 2006 r. w holu Sai Kulwant i udostępnione na oficjalnej stronie internetowej Sri Sathya Sai Books & Publication Trust.

Składam serdeczne pranamy [pokłony] u Lotosowych Stóp Wielkiego, Doskonałego, Kochającego, Wszechujmującego Bhagawana Baby. Muszę powiedzieć wszystkim, którzy się zgromadzili tu u Lotosowych Stóp Bhagawana, ludziom młodym i starym, współpielgrzymom do przystani pokoju i miłości, że On jest klejnotem rodziny Ratnakaram. Wprawdzie Bóg wcale nie potrzebuje żadnego wprowadzenia poprzez jakąkolwiek rodzinę czy ludzi, lecz taka była Jego Wola, a Wola ta niewątpliwie przekształci się w działanie, które niesie potężne przesłania dla całej ludzkości.

Dostąpiłam wielkiego błogosławieństwa poznając osobiście drogiego dziadka Baby, seniora rodziny Ratnakaram. Wówczas Puttaparthi było maleńką wioską, a teraz urosło do takich rozmiarów, że są stołówki, wokół których aż roi się od ludzi i które zaspokajają potrzeby każdego za dnia i w nocy, że jest szpital superspecjalistyczny, jakiego nigdzie indziej nie znajdziecie, że są trzy instytucje edukacyjne – dwie dla chłopców i jedna z taką miłością zbudowana dla dziewcząt, gdyż my, społeczność kobiet, także potrzebujemy Jego Miłości i Błogosławieństw. Nie zrozumielibyście, gdybym opowiedziała, gdybym opisała, jak wtedy wyglądało Puttaparthi. Ale jest jedna rzecz, której nigdy nie zapomnę: tej cudownej świętości, spokoju i prostoty, jakimi emanowało Puttaparthi w środku lub w końcu lat czterdziestych ubiegłego wieku.

Wielki senior, dziadek Bhagawana Baby, wielokrotnie przychodził, by spotkać się ze swoim Boskim wnukiem. Był to widok godny Bogów! Zaprawdę dostąpiłam błogosławieństwa, że to widziałam! Był on doskonałym wodzem wsi – wysoki, chudy, wyprostowany, pełen godności; zdecydowanie godny dziadka Boskości. I wiedział, że jego wnuk był samym Bogiem. Przyglądałam się wzajemnym relacjom między dziadkiem i małym wnukiem. W tamtych wczesnych latach Swami był piękny; nie żeby teraz nie był piękny, ale jako młodzieniec w początkowych swoich latach 20-tych Baba był bardzo piękny. Chodził tak dziarsko, tak żywotnie. Jednocześnie nie dawało się Go wykorzystywać. Był Bogiem, my zaś musimy mieć własne granice. Uczył nas, szkolił nas jak się zachowywać, tak na co dzień, jak i w aspekcie religijnym, gdyż nie porzuciliśmy naszych domów i nie poszliśmy do lasu, pozostajemy ciągle w świecie, musimy zatem właściwie zachowywać się także wobec świata. Nawet tego uczy nas Baba. Wracając do wielkiego dziadka – przychodził samodzielnie, nie przyjmował żadnej pomocy. Miał tylko w ręce laskę i szedł wyprostowany. Gdy go widziałam, miał około 110 lat. Zaraz jak przychodził, ludzie podsuwali mu krzesło. Może widzieliście Stary Mandir. Posiadał on wtedy zamkniętą werandę od frontu, do której się wchodziło najpierw, a stąd do małej świątyni. Przynoszono więc dla niego krzesło i posyłano wiadomość do jego małego Boskiego wnuka. Naturalnie, Swami bez tego wiedział, że on przyszedł. Swami wychodził rozpromieniony tak, jak gdyby czekał na swojego dziadka. Zwróćcie uwagę: z jednej strony nieprzywiązany, a z drugiej kochający. To nauka, którą wszyscy musimy sobie wpoić i praktykować. Jak jednak cały czas łączyć nieprzywiązanie z miłością? Oto najwyższy przykład; nasz ukochany Bhagawan przychodził do dziadka tak, jak gdyby to bardzo wiele dla Niego znaczyło. Widziałam jak dziadek i wnuk wzajemnie się do siebie odnoszą. Jakże ujmująco mówił dziadek do swego małego wnuka. Baba przysuwał krzesło i siadał przy nim. My zaś przyglądaliśmy się blaskowi, jaki bił z twarzy dziadka. Promieniał szczęściem i błogością. Baba był dla niego bardzo, bardzo miły. Po jakimś czasie dziadek samodzielnie wstawał. Dało się widzieć w nim błyski Boskości, wszak Wolą Bhagawaa było, że to jemu urodzi się wnuk, który zostanie Nauczycielem, Wielkim Nauczycielem, Boskim Nauczycielem, Kochającym Nauczycielem, Absolutnym Nauczycielem całego świata. On wiedział, że wnuk tym był, dlatego jego serce rwało się do Niego. Przy tym nigdy nie zauważyliśmy, by próbował wykorzystywać Bhagawana. Te ich stosunki ciągle żywo tkwią mi w pamięci, jak gdybym oglądała to wczoraj. Ciągle sobie powtarzam, jakże niewysłowienie wielkiego błogosławieństwa dostąpiłam! Rzeczywiście, wielkie to błogosławieństwo móc oglądać tego wielkiego seniora rodziny Ratnakaram. Potem wracał idąc prosto, pewny siebie, z odczuciem 'widziałem się z moim Boskim wnukiem.' Z twarzy biło mu wielkie zadowolenie.

Żyjemy w czasach nowoczesnej cywilizacji, komplikacji, jeżdżenia do Stanów Zjednoczonych, by nauczyć się więcej ... Nauczyć się czego? Czy uczymy się tam o Boskości? Czy uczymy się, jak powinniśmy się zachowywać, by świat żył w pokoju? Czy uczymy się tam, że samo dotknięcie pyłu ze stóp Boskości jest niebem? Chodzimy szukać w ślepej alei. Tam naprawdę nic nie ma i wracamy sfrustrowani. Wtedy zaczynamy myśleć, ale jest już za późno. Tylko gdy zaczniecie we wczesnej młodości, po osiągnięciu mojego wieku możecie liczyć na absolutną bliskość Boskich Lotosowych Stóp. Obyście zostali pobłogosławieni przez Bhagawana wspaniałymi Jego doświadczeniami.

Opowiadam wszystko o tej wielkiej rodzinie, godnej rodzinie, gdyż Jego Wolą było w niej się urodzić. Widziałam dobrodusznego ojca, Venkamę Raju Garu. Cóż to za wspaniała postać! Był wysoki i szczupły. Był także ważną osobistością we wsi. Jakże był prosty! Jak szczery! Jak kochany! W Venkamie Raju Garu nie było ani odrobiny ostentacji, mimo że był ojcem Bhagawana Śri Sathya Sai Baby. Jak mówiłam, była to mała osada i w tamtych czasach nie było tam żadnych sklepów dla zaspokojenia potrzeb przyjezdnych wielbicieli, którzy sami musieli przygotowywać sobie posiłki. Obecnie są tu cudowne, ciągle rozwijające się stołówki. Venkama Raju Garu był bardzo życzliwy względem wielbicieli i znał ich trudności. Miał mały stragan nieopodal i sprowadzał duże ilości zaopatrzenia z Bukkapatnam. Uczmy się od niego. Każdego wielbiciela, który przychodził do niego bardzo grzecznie pytał: Im kawali miku? (Czego sobie [pani/pan] życzy?). Mówił tak łagodnie i z wielkim szacunkiem. Nawet do mnie mawiał: Ammaja, im kawalamma? (Matko, czego chcesz?). Kimże ja wtedy byłam? Nikim. On zaś był ojcem Boskości, a taki skromny. Zwykliśmy dotykać jego stóp. Mój ojciec bardzo go lubił; ze wzajemnością zresztą. Zdumiewała nas jego prostota. My, ludzie z miast, ze swoim wyszukanym stylem życia zwyczajnie nie mogliśmy tego pojąć. Jego prostota pochodziła prosto z serca; coś takiego nie może pochodzić z umysłu.

Pewnego dnia mój ojciec zapytał Venkamę Raju Garu: “Twój syn stał się Bogiem, nieprawdaż? Jak się z tym czujesz?” Ten ze zwykłym sobie pokojem na twarzy odpowiedział: “Vitthal Rao Garu, tak, on rzeczywiście stał się Bogiem. Jest Bogiem nie tylko dla mnie, ale dla każdego.” Jakże piękna odpowiedź! Wspaniale godził fakt, że jego ukochany syn nie żył li tylko dla niego, lecz dla całego świata i całej ludzkości. Myśl, że syn oddala się, zmierzając ku całej ludzkości, mogłaby złamać serce każdego ojca. Wielki Venkama Raju Garu rozumiał wartość swojego Syna, rozumiał tajemnicę Boskości swojego Syna.

Obecnie Prasanthi Nilayam urosło do takich rozmiarów. Może być małą repliką nieba. Chcę jeszcze raz podkreślić prostotę Venkamy Raju Garu i dostojeństwo, jakiego nie widziałam u żadnego współczesnego człowieka.

Mówię prawdę. Znam również Matkę Iśwarammę. Darzyliśmy się wzajemną miłością. Kochałam ją, gdyż z jej twarzy biła światłość, jakiej nie znaleźlibyście nigdzie, na żadnej wyrafinowanej twarzy. Cokolwiek ktoś nie robiłby ze swoją twarzą, nie zdoła dorównać blaskiem jej twarzy. Osobiście to widziałam. Była kobietą prostą niczym dziecko. Mój ojciec miał domek w rzędzie zabudowań East Prasanthi. Pomyślcie tylko jak była prosta! Boskość była jej synem. Przychodziła do naszego domku, a my wszyscy oczywiście dotykaliśmy jej stóp. Jestem szczęśliwa, że miałam tę sposobność. Przyszła kiedyś do mojego ojca i powiada: “Vitthal Rao, Swami wygłasza wiele dyskursów. Czy On mówi poprawnie? Pytam, gdyż On nie uczył się tego z żadnych książek.” Cóż mieliśmy odpowiedzieć tej niewinnej matce? Jakże troszczyła się o swojego syna. Wiedziała, że jest Boski, a mimo to taka troska!

Oczywiście, trudno nam było zrozumieć i zgłębić znaczenie tych wspaniałych rzeczy, o których już wtedy Swami zwykł nam opowiadać. Przychodzi mi na myśl pewne wydarzenie. Było to dawno temu – w 1951 roku. Dotąd publicznie Baba jeszcze nie wygłaszał dyskursów. Tamtego dnia przywołał wielbicieli-mężczyzn i powiedział: “Postawcie Mi stół. Będę przemawiał.” Byliśmy podekscytowani. Ciągle do nas przemawiał niszcząc sobie zdrowie. Nie chcę się nad tym rozczulać, ale serce mi się kraje. Oglądaliśmy Babę jak szybko wszędzie chodzi. Teraz cierpi za ludzkość. Cóż możemy począć? Nic nie możemy zrobić. Możemy jedynie złożyć nasze obolałe serca u tych Lotosowych Stóp i prosić: “Swami, nie cierp za nas. Nie jesteśmy tego warci.” Tak właśnie ciągle czuję.

Tamtego dnia Swami poprosił o przyniesienie stołu. Położono na nim też mikrofon. Wtedy Baba był młodzieńcem. Pamiętajmy, co w tym młodym wieku powiedział. Obficie płynąca mądrość mieszała się z miłością. Baba ma w sobie samą tylko miłość, miłość i jeszcze raz miłość. Mogę o tym zaświadczyć, a jeśli trzeba to głosić z dachów domów, jestem gotowa to robić. Albo, jeśli miałabym wziąć megafon i jeździć po wszystkich krajach, mówiąc, że jest wśród nas cudowny mały Bóg, który jest inkarnacją naszego wielkiego Boga ... 'chodźcie, chodźcie, chodźcie wszyscy, zobaczcie Go i doświadczajcie Go,' zdecydowanie zrobiłabym to, gdyż posiadam niezbędne przekonanie. Poznałam Go jako młoda dziewczyna. Baba jest cudowną mieszanką gracji i stabilności. Ma zarówno pierwiastek żeński, jak i męski. Są to atrybuty Boga. To On zstąpił.

Naturalnie, nikt z nas nie wątpił, że Baba potrafi dobrze przemawiać. Wszyscy czekaliśmy z zapartym tchem – wszyscy wielbiciele, młodzi i starsi. Gdy opowiem wam, co On wtedy mówił, włosy wam staną dęba. Mocno walnął w stół i powiedział: “Pamiętajcie: jestem Bogiem. Zrozumcie to.” Prawie wszyscy nie potrafimy tego pojąć, ponieważ nie znamy Boga, nie kochamy Boga. Gdyby więc Bóg przyszedł i powiedział 'Jestem Bogiem,' bylibyśmy ślepi na tę rzeczywistość. To była Jego pierwsza deklaracja. Przed drugim oświadczeniem również grzmotnął w stół i rzekł: “Jestem Upaniszadami.” Trzecie i czwarte oświadczenia brzmiały: “Jestem Wedami; jestem pismami świętymi.” “Przyszedłem dla ludzkości.” Potem mówił: “Dlaczego macie wątpliwości? W tym, co mówię, nie ma nic osobistego. Wszystko to tylko dla waszego dobra. Odrzućcie wszelkie wątpliwości, wszelkie wahania. Przychodźcie i bierzcie pełnymi garściami. Te wspaniałe nauki, te wspaniałe rzeczy, które widzicie nie są ograniczone li tylko do religijnych rytuałów, lecz są kombinacją tego, co się składa na człowieczeństwo: serca, rozumu, intelektu – wszystkiego.” I dalej: “Pamiętajmy jedno; ci sami ludzie, którzy przychodzą do Mnie, by mnie adorować i ofiarować mi dary, po jakimś czasie rzucają na Mnie oszczerstwa. Ale to nie ma na Mnie wpływu. Nie ma znaczenia, czy dajecie Mi cokolwiek, czy nic Mi nie ofiarujecie.” Tamtego dnia młody Baba mówił do nas piękne rzeczy. Jeszcze dziś mam w pamięci żywy obraz Mandiru z 1951 r. Niektóre z tych rzeczy utrwalają się w naszej pamięci tak, że pozostaje niezatarty obraz. Są niczym pisma święte, pisma Sai, które winniśmy pielęgnować jak skarb.

Inne zdarzenie dotyczyło braminki. Działo się to również w 1951 r. Niezależnie, gdzie się znalazła, była bardzo stanowcza w przestrzeganiu bramińskich obrządków. W tamten dzień przypadało ekadaśi [11-ty dzień miesiąca księżycowego], więc ona cały dzień postowała. Nie spożyła nawet kropli wody. Mieszkała w jednej z prowizorycznych bambusowych chat za Mandirem. Jak wspomniałam, była bardzo stanowcza tak, że niektórzy nazywali ją zatwardziałą. Jej mąż był wielkim naukowcem. Gdy, na przykład, po kąpieli nosiła to, co nazywamy madi sari, nie usłużyła nawet mężowi. Pożywienie rzucała na talerz. Ludzie naśmiewali się z niej. Kiedy w owych czasach Baba przebywał z tamtej strony Mandiru, ona wkładając całe serce przygotowywała coś, co chciała ofiarować Swamiemu. Kładła to tam i nawet nie dotykała Stóp Baby, gdyż była w madi. Ludzie dziwili się, cóż to z niej za stworzenie! Ale, powiadam wam, Baba nie patrzy na rzeczy zewnętrzne. Droga młodzieży i dorośli, Baba patrzy na wnętrze, na to kim jesteśmy. Pewnego dnia, a było to ekadaśi, jak zwykle długo śpiewaliśmy bhadźany. Wtedy przestrzegano ściśle porządku: kobiety siedziały z jednej strony, a mężczyźni z drugiej. Baba przyszedł, usiadł na swoim tronie i zapytał: “Gdzie jest Janakamma?” Ponieważ było to ekadaśi, ona siedziała z dala od tłumu. Nosiła madi sari, więc nikt nie powinien jej dotknąć. Baba z wielkim współczuciem kazał nam odsunąć się i zrobić dla niej miejsce. Tak uczyniliśmy, a On zawołał ją i poprosił, by usiadła w pobliżu Jego tronu. Ona podporządkowała się. Jakaż miłość z Jego strony! Jakaż to miłość! Jest to coś, czego trzeba doświadczyć. Baba zapytał ją: “Dziś jest ekadaśi, nieprawdaż?” “Tak, Swami” – odrzekła. “Nic nie jadłaś?” “Nie, Swami.” Potem spytał: “Co robisz wieczorem w dzień ekadaśi?” “Swami, chadzam do świątyni, gdzie ludzie wykształceni lub kapłan opowiada nam zdarzenia opisane w puranach i wielkie historie o Bogu. Chodzę tam i słucham ich” – odpowiedziała. “Tak? Usiądź. Opowiem ci historię o Bogu” – powiedział Swami. Czyż to nie piękne?! Działo się to w sytuacji, gdy ludzie wyśmiewali ją, mówiąc, że jest szalona i zatwardziała. “Gita” mówi nam, że jeśli cokolwiek robimy, powinniśmy robić to szczerze i że to wystarczy. Nie ma potrzeby szukać aprobaty innych. Serce ma być czyste, a miłość do Boga absolutnie oczywista i szczera. Bhagawan Baba dał nam liczne okazje nauczenia się, że to On stał za wszystkimi tymi rzeczami. Swami nie wyróżniał żadnej religii. Dla Niego liczyła się tylko religia Miłości. Każda religia mówi to samo: traktuj wszystkich jak braci. Wszyscy ludzie są waszymi krewnymi w każdej chwili, na każdym kroku. Uczył nas takich rzeczy na własnym przykładzie. Bhagawan jest przykładem. W ogóle na nas się nie gniewa. Zwykły nauczyciel ma poczucie własnej ważności, więc jeśli go nie słuchamy, jego ego czuje się urażone. Ale Bhagawan nie ma ego. Przyszedł, by kochać i służyć ludzkości, uczyć nas czym jest miłość; czysta i niesplamiona miłość.

Oto przykład opowiedziany przez Bhagawana. Na jedną z audiencji przyszła osoba, która ciągle wypychała sobie nos tabaką. Oczywiście, ludzie zażywający tabakę muszą mieć wielką chusteczkę. Owa osoba wydmuchiwała nos w chusteczkę, a ta była cała zabrudzona. Baba popatrzył na nią i powiedział: “Sam widzisz, że nie wygląda to dobrze. Wydmuchujesz nos i zabrudzasz chusteczkę. Nie, nie, nie. Porzuć ten nawyk, porzuć. Nie przystoi to osobie twojego stanu, w twoim wieku.” Osoba ta ustąpiła. Och, jest to piękne! W tamtym okresie Baba zwykł żuć liście betelu i wycierał usta białą chusteczką. Na chusteczce pozostawały po tym czerwone ślady. Natychmiast, na miejscu Boskość postanowiła, że liści betelu więcej już nie będzie żuć. Dlatego, że abyśmy się nauczyli, On musi robić to, co nam każe robić. O tych wspaniałych rzeczach, tych przykładach Baby nie mamy pamiętać tylko w dzień Nowego Roku czy inne święto. Mówimy o ascezie, o porzucaniu tego czy tamtego. Jedyną drogą do Boga jest intensywna miłość, ciągłe myślenie o Bogu i Jego pięknie. Nie trzeba nosić łachmanów. Nie trzeba mówić: 'porzuciłem to, wyrzekłem się tamtego.' Nie liczy się porzucanie doczesnych rzeczy, lecz porzucenie złych myśli i negatywnego myślenia. Wszystko jest Bogiem. Dostrzegamy różnice, ponieważ mamy je w umyśle. Musimy pójść dalej – jak mówi Bhagawan – poza dwoistości i zrozumieć to, co uczy – że wszystko jest Bogiem. Baba powiedział, że cały świat jest Bogiem. To właśnie powiedział też Prahlada swojemu ojcu Hiranjakaśipu. A gdy Hiranjakaśipu spytał: “Czy jest On również w tym filarze?,” odpowiedział: “Tak, ojcze.” Wtedy Hiranjakaśipu rozbił filar, a z niego wyłonił się Narasimha Swami [Awatar Człekolew]. Miał tak przerażającą postać, że Hiranjakaśipu nie mógł tego znieść. Ale Prahlada widział w Nim samego Boga. Podszedł i objął tę straszną postać. Nie potrafię widzieć Boga inaczej, niż w fizycznej postaci tutaj, ponieważ w oczach mam zaćmę. Gdybym mogła usunąć tę kataraktę – wszystko to, co oślepia moje widzenie – widziałabym cały wszechświat tak jak Bhagawan Baba. Modlę się, byśmy wszyscy wznieśli się na te wyżyny medytacji, modlitwy i miłości, skąd wszędzie moglibyśmy Go widzieć. To jest jedyne niebo; to jest jedyna błogość; to jest jedyna rzecz, dla której powinniśmy pracować i żyć. Wszyscy o tym wiecie – nie muszę o tym mówić. Nic nie daje zarabianie coraz większych pieniędzy, nic nie daje dążenie do coraz wyższej pozycji, nic nie daje zdobywanie wysokiego wykształcenia i osiąganie tego i tamtego, nic nie ma z pragnienia stania się wielkim nauczycielem duchowym. Po co to wszystko? Ważne jest tylko to, że jestem dzieckiem Boga, służę Bogu. Wystarczy to, że On mnie kocha i ja kocham Jego. Jest to wystarczający raj. Wszystkie te rzeczy doczesne po prostu nie liczą się. Możecie powiedzieć, że ja osiągnęłam ten swój wiek i dlatego doszłam do takiego wniosku. Nie. Przebywałam u tych Lotosowych Stóp od młodzieńczych lat. Zrozumiałam, co ta wielka Postać próbuje nam przekazać. On chce, żeby każde z nas było szczęśliwe.

Oto pierwszy lepszy przykład. Gdy przybył do naszego internatu, wszyscy siedzieliśmy w pomieszczeniu dla personelu. Baba przyjeżdżał do nas niespodziewanie. Chciałoby się powiedzieć za bhadźanem Miry: “Czy jeszcze wrócą te dni, gdy Kannan (Kriszna jako dziecko) wzrastał w Brindawanie?” W tamtych dniach przyjeżdżał do Anantapuru zwyczajnie, bez uprzedzenia. Siadał z nami w pokoju personelu, rozmawiał z nami – nie jako wielka Boskość, ale jak równy z równymi. Zastanawiałam się: ‘Baba mnie tutaj umieścił. Na ile zdołam spełnić Jego zaufanie do mnie?’ Niektóre dzieci bywają bardzo niegrzeczne. Czasami po prostu nie zdają sobie z tego sprawy; nie czynią tego z rozmysłem. Teraz to wiem. One wszystkie mają niewinne serca. Ale niekiedy nie można sobie z nimi poradzić. Kiedy tam siedzieliśmy, On spytał mnie: “Jayamma, czy wszystko w porządku z dziećmi? Czy dobrze się sprawują?” Będąc wówczas ignorantką, odpowiedziałam: “Swami, wszyscy są w porządku, ale niektórzy mnie nie słuchają.” Baba natychmiast odrzekł: “Nikt nie jest zły. Dobro i zło tkwią w naszym widzeniu. Każdy jest dobry.” Oto przesłanie dla nas wszystkich, 'bądź dobry, czyń dobro, postrzegaj dobro.' Jest to przesłanie Bhagawana. Cała wedanta, wszystkie pisma święte, Biblia, Koran czy religia Zoroastry sprowadza się do tej esencji: 'Bądź dobry, czyń dobro, postrzegaj dobro.' Zrozummy, że samo to doprowadzi nas do nieba tych Lotosowych Stóp naszego najbardziej kochanego i kochającego Bhagawana.

Tomy napisano o wielkich Awatarach, takich jak Rama i Kriszna, oraz o tym co robili, gdy postawili swoje Boskie Stopy na ziemi, by zbawić i kochać ludzi. Jak już mówiłam, to że trafiłam do Niego w młodości było Wolą Bhagawana. Mówię sobie, że dostąpiłam bardzo, bardzo wielkiego błogosławieństwa. O niczym innym nie marzę.

Wtedy Stary Mandir był bardzo małym budynkiem. Wszyscy go widzieliśmy. Tutaj, oczywiście, jest zupełnie inaczej. Czy potrafimy sobie w ogóle to wyobrazić? Są trony wysadzane specjalnymi kamieniami, ludzie siedzą u stóp króla i wachlują go, a inni w koło śpiewają o jego chwale. A ten wielki Bóg mieszkał w tym małym Mandirze. Była to surowa konstrukcja z kamieni, z przodu mająca werandę. Mira śpiewała: “Czy jeszcze wrócą kiedyś te dni w Brindawanie?” Podobnie i ja czuję. Swami zabierał nas wszystkich – mężczyzn, kobiety, młodych i starych – na piaski rzeki Ćitrawati. Działo się to niemal codziennie. Jak mi opisać, czym wtedy było to Puttaparthi? Widoków nie przesłaniały wszystkie te budynki. Wszędzie w koło była zieleń, wysokie drzewa, które wyrosły na mule tej świętej rzeki – jakże zielone, przyjemne, piękne, kojące dla oka. Chodziliśmy niezbyt liczną grupą. Baba chadzał przodem, my, kobiety, oczywiście, trzymałyśmy się z jednej strony, a mężczyźni – z drugiej. Każdorazowy taki pobyt z Baba nad brzegami Ćitrawati przynosił cudowne przeżycia. Wieczory stanowiły przepiękną porę z miriadami czarujących odcieni słońca przeświecającego przez gałęzie drzew. Promienie padały na kochane Stopy Baby idącego po piaskach Ćitrawati. Wybierał miejsca i siadał, a my rozsiadaliśmy się wokół Niego, ciągle zachowując dyscyplinę właściwego miejsca dla kobiet i mężczyzn.

Jest tyle rzeczy do opowiedzenia, lecz Bhagawan prosił mnie, abym ograniczyła się tylko do jednego czy dwóch zdarzeń. Czytujemy o dziesięciu Awatarach. Oglądamy ich obrazy namalowane przez wybitnych artystów. Gdy na nich patrzymy, robią na nas wrażenie. Zastanawiamy się też, dlaczego Bóg przyjmował wszystkie te postacie. Ani wy, ani ja nie potrafimy tego pojąć. On stara się nam powiedzieć, że mieszka w każdym stworzeniu, a człowieka obdarzył największym darem inteligencji i zdolności rozróżniania.

Pewnego takiego wieczora, kiedy tam siedzieliśmy i już się ściemniało, Baba nagle zniknął. Gdzie Swami się podział? W tamtych czasach te wzgórza były porośnięte gęstymi lasami i mówiono nam, że pełno w nich gepardów i tygrysów. Baba był drobny i delikatny. Gdzie jest Swami? Gdzie On jest? Nie mogliśmy Go znaleźć. Usłyszeliśmy Jego głos z tamtego wzgórza, które i dziś możecie obejrzeć. “Patrzcie tutaj” – zawołał potężnym głosem, głosem Boskości, który może sięgnąć do samej granicy wieczności. Oniemiali, przerażeni patrzyliśmy wyczekująco na wzgórze. W olśniewającym, oślepiającym świetle zobaczyliśmy panoramę wszystkich dziesięciu Awatarów – jednego po drugim. Przechodzili po kolei niczym na srebrnym ekranie, a każdy jawiący się w doskonałej pełni. Staliśmy zszokowani, ale nie skamieniali z przerażenia, lecz oglądający z podziwem ten cudowny spektakl. Na koniec pojawił się obraz Bhagawana w aureoli jasnego światła. Och! Wtedy zrozumieliśmy, kto jest reżyserem tego wszystkiego. Wiedzieliśmy, że taka była Jego Wola. O wielbiciele! O ludzkie istoty! Pamiętajcie: Ja jestem Stwórcą, Ja jestem Tym, który pokazał wam wszystkie różnorodne aspekty Mojego stworzenia.

Potem, nim zdołaliśmy ochłonąć po tym cudownym przeżyciu, kiedy staliśmy wciąż jak przymurowani do miejsca, Baba znalazł się wśród nas. Jak mógł zejść z tego wzgórza? Zjawił się wśród na niczym błyskawica. I mówił do nas zupełnie zwyczajnie, jak gdyby te wszystkie rzeczy nie były Jego sprawką. Był po prostu tym samym małym Sai Babą ze Starego Mandiru. Oto nasz Swami – żadnej ostentacji, żadnego gloryfikowania własnej postaci. W tej pozbawionej ostentacji naturze Boskości tkwi niesamowita potęga. Przy licznych innych okazjach pokazał nam mnóstwo innych rzeczy, które – gdyby chcieć je wam przedstawić – same stałyby się wielkim pismem świętym.

Wszystko, co tu mówię jest absolutną prawdą, uwierzcie mi. Poznałam Bhagawana, całowałam pył z Jego Stóp przez minione 57 lat. Jakże więc mogłabym mówić coś, co nie jest prawdą? Zbierałam piasek, po którym On chodził. Ciągle go przechowuję. Pewna kobieta zbierała piasek znad Ćitrawati, po którym stąpał Swami. Wtedy nie znałam jej osobiście, ale po jakimś czasie, gdy pojechaliśmy ze Swamim do Bombaju (Mumbai), spotkałam ją. Ona powiedziała do mnie: “Zbierałam piasek z Ćitrawati spod Jego Stóp i wiesz w co się przemienił? Wszystko przemieniło się w kamienie szlachetne!” Widziałam je na własne oczy. Oto jak cudownych rzeczy doświadczyłam. Dlatego też czuję, że aby się odkupić, jedynym stosownym miejscem dla nas wszystkich są te Lotosowe Stopy Bhagawana Baby, przebywanie w ścisłej bliskości tej kochanej Boskości, kąpanie się w blasku Jego pełnej miłości łaski. Mówiąc o odkupieniu, nie mam na myśli biernej postawy. Lecz kiedy Bóg chce przyjść na świat, jak mówi Kanakadasa: “Biorę wszystkich na świadków, chcę przychodzić z Tobą za każdym razem.” Nie chcę przez wieczność przebywać w niebie. Chcę przychodzić na świat zawsze, kiedy Baba przychodzi na świat, abym mogła oglądać Jego lile [boskie gry], upajać się Jego chwałą, Jego Boskością, Jego miłością oraz wszystkim, co nam podsuwa w każdej chwili.

Chcę wspomnieć o innym przykładzie Jego uczenia mnie. Ta nauka jest dla nas wszystkich. Wiem, że wszyscy czujemy się źle z powodu tego, że Baba, który był tak sprawny, chodził z taką gracją, czasami wydaje się tak kruchy, gdy idzie. Gdy patrzymy jak idzie, wiemy to. Nieprawda, że fizycznie nie przechodzi bólu. Wiemy jak to jest. Nawet kiedy uderzy nas mały kamień, czujemy ból. Ale On po prostu nie zwraca na to uwagi, nie zważa na to.

Drodzy wielbiciele!

Dlaczego musimy podróżować za morza szukając przykładu na zdobycie sławy? Usiądźmy u Stóp Boskości i uczmy się tych cennych lekcji. W Kodaikanal nadarzyła mi się taka okazja. On wstał z krzesła i sprawdzał, czy wszystko jest gotowe dla nas na obiad. Sam ledwie cokolwiek zje – wiem to. Gdy podchodził do mnie, zebrałam się na odwagę, spojrzałam na Niego i powiedziałam: “Swami, przecież dla Swamiego nie stanowi trudności wyleczenie się. Zrób to, Swami, wszystko będzie dobrze.” Wiecie, drodzy wielbiciele, co On odpowiedział? Wbiło się to w moje serce niczym dzida. Mogłabym napisać to złotymi literami, stanąć na szczycie samego Mount Everestu i ogłaszać to. W całym świecie tylko Bóg jest doskonałością. Powiem to w języku telugu – zabrzmi bardziej słodko: Nenu mi andariki mi dźabbalu najam ćesthana? Mari Nenu naku endaku ćesukuntanu? (Czy leczę choroby wszystkich? Czemu więc miałbym uleczyć siebie?) Oto ideał! Kiedy Baba zobaczył tamtego mężczyznę z chusteczką brudną od wydmuchiwania nosa, wyrzekł się żucia liści betelu. Dlaczego nie zawsze nas leczy? Mamy naszą prarabdhę (skutki z poprzednich żyć). Nie możemy prosić Boga o wyleczenie chorób, które przenosimy ze sobą z życia na życie. On je złagodzi. A nam powiada: 'Jeśli nie leczę waszych chorób, jak mam uleczyć siebie?' Co za doskonałość!

Dość, że siądziemy u Lotosowych Stóp a zbawimy się; przepełnimy się miłością i oddaniem Bhagawanowi Babie, słodkiemu Panu, kochającemu Bogu, Bogu, który ma tak wszechogarniające serce, że sięga nawet ponad stworzenie. Współczuje każdemu. Kiedy widzi, że ktoś jest tak chory, że być może nic nie potrafi ze sobą począć, osobiście do niego idzie. Lecz pamiętajmy, musimy także wypracować swoją prarabdhę. Ale kiedy Boskość zstępuje na ziemię, z Jego łaską, z recytacją Imienia Bhagawana Baby, cuda stają się rzeczą powszednią.

Sai Ram

[tłum. KMB; 2006.05.03]