Lingobhawa 2006 oczami wielbiciela

Vijayashree nadesłała na internetowe forum dyskusyjne Sai-Net bardzo ciekawą i pełną emocji relację swojego przyjaciela, Satish Naika (Andhra Pradeś), z Lingobhawy (rodzenia Lingamu) podczas obchodów Mahaśiwaratri w dniu 27 lutego b.r. Przedstawiamy najciekawszy wyjątek z tej relacji.

Był to dla nas wszystkich pamiętny dzień tutaj w Parthi. Atmosfera minionej nocy w Sai Kulwant Hall była elektryzująca. Wcześniej przez całą noc śpiewano bhadźany. Hol był niemal pełny ludzi. Poprzedniego dnia uczestniczyłem w bhadźanach do północy, po czym poszedłem odpocząć, by być gotowy na następny dzień (27-go). Rano, po przebudzeniu nie miałem pojęcia, że dzień ten okaże się pamiętny, dzień na który prawdopodobnie czekałem setki żyć — dzień, w którym Swami urodzi ATMA-LINGAM.

Swami pojawił się dość wcześnie, około godz. 6:20. Do tego momentu hol był upakowany, a drugie tyle wielbicieli czekało na zewnątrz. Swami wykonał rundę po placu, wjechał także na stronę męską, zbierając listy od kilku wielbicieli. Był radosny i nie było widać żadnych oznak słabości, ani tych związanych z Lingobhawam. Jego samochód zatrzymał się na werandzie, On wysiadł i, trzymany za prawą rękę przez studenta, wszedł na podium. Dotąd wszystko wyglądało normalnie. Swami polecił chłopcom, by rozdali wistarakulu ('talerze' z liści służące do podawania jedzenia podczas zaślubin i zgromadzeń). Do holu przyniesiono ciężkie pojemniki z ryżem (ryż z tamaryndem i słodki ryż). Była wtedy godz. ok. 7-mej. Wielbiciele robili przejścia dla studentów, którzy będą roznosić ryż. Swami poprosił o wodę, ale jeszcze myśleliśmy, że jest to normalne, chociaż nieczęsto prosi o nią, gdy wejdzie na podium. Wypił wodę i wydawał się troszeczkę nietypowy, gdyż kiedy pije przy innych okazjach, zdaje się tylko dotykać ust szklanką, wcale nie pijąc. Tym razem wypił sporą ilość wody i nagle zobaczyliśmy symptomy Lingobhawy. My jednak wciąż myśleliśmy, że było to normalne zachowanie. Dopiero po paru minutach stało się jasne, że zbliża się ten moment.

Napięcie narastało. Studenci i VIP-y podnieśli się na stopy. Zrobiło się duże zamieszanie. Wszystkie bhadźany nawiązywały teraz do Śiwy bądź były to te śpiewane podczas wcześniejszych Lingobhaw. Wielbiciele spodziewali się, że Lingam może pojawić się w każdej chwili... może za minutę... może za pięć minut... Wszyscy byli podnieceni, szczęśliwi i dziękowali niebu, że umożliwiło im być świadkiem tego BOSKIEGO DOBRODZIEJSTWA. Swami wydawał się normalny, więc sądziliśmy, że Lingobhawa będzie dla Niego procesem łatwym, nie takim jak w 2004 roku, kiedy wszystkim nam napędził strachu.

Wszystko zdawało się być w normie. Swami kontynuował popijanie wody... pierwsza szklanka... druga szklanka... trzecia... czwarta... piąta... Teraz Jego ciało zaczęło wyglądać trochę nieswojo. Wszyscy tam zebrani myśleliśmy: 'O nie, Swami... Nie powtarzaj tego... Prosimy, pomóż sobie jakoś.' Od czasu do czasu nieznacznie podnosił się z fotela... i siadał... Pochylał głowę... Teraz wszystkie wentylatory były skierowane na Swamiego... włosy Mu tańczyły przypominając kosmiczny Taniec Śiwy. Swami poprosił jakiegoś profesora i coś mu powiedział. Ten pobiegł do śpiewających bhadźany. Nagle śpiew bhadźanów ucichł. Zaczęto intonować mantrę Om namah Śiwaja. Wszyscy się przyłączyliśmy. W Kulwant Hall'u atmosfera stawała się coraz cięższa. Wszyscy pociliśmy się tak, jakby Lingam miał wyjść z naszego brzucha. Widzieliśmy ten ból w ciele Swamiego... Modliłem się: 'Swami, pomóż sobie... Nawet Twojemu CIAŁU nie powinno nic się stać.' Teraz Sathyajit podszedł do Swamiego i rozmawiał z Nim. Swami tłumaczył mu coś... Wyraźnie widzimy ten Jego ból... Sathyajit masuje Swamiemu plecy... Swami lekko wykrzywia się na swoją lewą stronę... Teraz wychyla się troszeczkę do przodu; przed sobą ma swój stół dyskursowy... Jeszcze bardziej się wychyla... Teraz Jego podbródek jest już tylko kilka cali od stołu. W tym momencie wielbiciele byli już naprawdę zaniepokojeni... Wielu z nas we łzach. Nastrój tej chwili był taki: mantra Om namah Śiwaja, zmaganie się Swamiego, głośne krzyki, wielu nie wytrzymywało i zaczęło płakać na głos jak dzieci, niektórzy recytowali mantrę Gajatri, niektórzy w milczeniu oglądali Lingobhawę, niektórzy szemrali, dlaczego Swami to robi. Jakiś mężczyzna nawet zauważył, że po godz. 7-mej jest Dur muhurtam (niepomyślna pora).

Jest godz. 7:40, 40 minut zmagań Ciała Swamiego. Teraz dał znak innemu chłopcu. Jego palec wskazujący skierowany na Jego prawe ramię. Chłopiec zaczął uciskać ramię. Dołączył do niego jeszcze jeden chłopiec. Teraz już trzech chłopców delikatnie pocierało Mu ramię... Swami ciągle lekko pochylony w lewo... Staje się słabszy i słabszy... Ręce Mu się trzęsą, gdy próbuje otrzeć spoconą twarz. Prawie nic nie może zrobić... Rozpoczynają się bhadźany: Mrutundźaja Nama Om... Om namah Śiwaja... Swami ciągle popija wodę, opróżniając szklanki, zaraz po napełnieniu.

Dokładnie o godz. 8:20 wśród łez i owacji nadeszła pomyślna chwila. Swami urodził złoty owalny Lingam... Wszyscy odetchnęli z ulgą.

[opr. KMB; 2006.02.28]